Tegoroczna wyprawa jechała z jasno sprecyzowanymi celami, które były następstwem zeszłorocznych osiągnięć (czytaj: http://pza.org.pl/):
- Kontynuacja eksploracji najniższych partii Pozu de la Torre Santa Maria (PE001).
- W tej samej jaskini kontynuacja eksploracji górnych partii pod blokiem szczytowym Torre Santa Maria.
- Badanie kierunku odpływu wód z Pozu de la Torre Santa Maria (PE001), czyli tzw. barwienie.
- Zaległe prace dokumentacyjne w Sistema Cembavieya (CEM/SCP111) od otworu Sima Parodia (SCP111) do połączenia z Sima Cembavieya (CEM).
Konkretnie postawione cele są zawsze motorem do zdecydowanych działań na etapie przygotowań i tak też się one toczyły. Niestety, z początkiem lipca zaczęły do nas docierać z Picos niezbyt optymistyczne wieści. Zarówno Daniel* jak i Armando** informowali o sporej pokrywie śnieżnej, zalegającej w wyższych partiach masywu po wyjątkowo w tym roku śnieżnej i długiej zimie. Nadsyłane systematycznie co tydzień przez Armanda zdjęcia nie pozostawały złudzeń: śniegu jest sporo i dramatycznie szybko topnieje.
Sam śnieg niepokoił nas jedyne w zakresie podejścia pod PE001, ewentualną drożność otworu i dostęp do początkowych partii jaskini. Położenie otworu bezpośrednio pod ścianą Torre Santa Maria dawało nadzieję, że powstanie szczelina brzeżna odsłaniająca otwór, a istnienie “Górnych Partii” zapewniało możliwość przejścia w głąb, nawet jeżeli główny otwór byłby zasypany. Zabranie przez wielu z nas raków, “tak na wszelki wypadek”, miało zapewnić, że podejście pod otwór nie będzie katorgą, zakończoną zjazdem po stromym śniegu, z wielkim finałem na piargach poniżej.
Większym zmartwieniem była woda z wytopów. Na tym etapie pozostało nam jedynie tan fakt zaakceptować i do obowiązkowego kombinezonu z cordury dorzucić do plecaków “ceratkę”. Mieliśmy nadzieję, że PE001, osłonięta blokiem szczytowym Torre Santa Maria, będzie w “miarę sucha”. Natomiast prace w SCP111, położonej do połączenia z Sima Cembavieya bezpośrednio pod ogromnym polem śnieżnym, stanęły pod dużym znakiem zapytania. W zaistniałej sytuacji barwienie też się dodatkowo utrudniło, zwłaszcza, że póki co, bez postępów w eksploracji, nie było go gdzie dokonać. Postanowiliśmy zwiększyć ilość planowanego na barwienie ładunku fluoresceiny i mieć nadzieję, że “jakoś to będzie”.
Jak by tego było mało, nasz kierownik, Adam Leksowski, najpierw miał problem z urlopem, a potem złamał nogę, co definitywnie przekreśliło jego udział w wyprawie. Pozostało mu “zdalne sterowanie”, a jego obowiązki “na miejscu” wziął na siebie Zbyszek Grzela.
Pierwsi, którzy pojawili się na miejscu bazy na Los Barrastrosas, pomimo nastawienia, że “śniegu będzie”, na tyle byli zafascynowani nowymi okolicznościami, że słali MMS’y z “gorącymi” pozdrowieniami. Do tradycyjnych już czynności związanych z organizacją bazy doszło “odśnieżanie” miejsca pod bazówkę i przekop do depozytu.
Zgodnie z przypuszczeniami dzięki szerokiej szczelinie brzeżnej udało się wejść w “Górne Partie” PE001 i ominąć problematyczny początek jaskini. 200 m liny poręczowej na powierzchni zapewniło, że zarówno podejście pod otwór jak i powrót były bezpieczne. Zgodnie z przypuszczeniami, po zapoznaniu się z sytuacją “na górze”, nikt o pracach dokumentacyjnych w SCP111 już nawet nie wspominał…
Niestety tak samo wyglądała sytuacja w Sima Cembavieya i CEV181, w których zostało “uwięzione” sporo sprzętu po zeszłorocznej wyprawie. Ubiegłoroczna taktyka, że “za rok się zreporęczuje i przynajmniej na bazę nie trzeba będzie nosić, bo i tak wszystko pójdzie do PE001” w zaistniałej sytuacji zawiodła. Zorganizowane w połowie wyprawy wyjście do Sima Cembavieya w celu “pozyskania sprzętu” dostarczyło jednoznacznych dowodów na to, że jaskinie są “niechadzalne, nawet dla tych z doświadczeniem kanioningowym”. Porównując nasze obserwacje przepływów wód w jaskiniach z tym, co obserwujemy w wywierzyskach, trudno oprzeć się prześladującemu nas od pewnego czasu wrażeniu, że “coś tu nie gra”. Takie “niestandardowe” lata jak to, tylko utwierdza nas w przekonaniu, że w tej strefie trudno mówić o prostej zależności: “tu wpływa, tam wypływa”. Pomimo znacznej ilości śniegu w górach, szybkich wytopach, sporej ilości wody w jaskiniach – w wywierzyskach i rzekach u podnóża gór było zaskakująco mało wody…
Na pocieszenie w PE001, w porównaniu do innych jaskiń było “sucho”, co pozwoliło nam podjąć działania. Niedobory sprzętowe były doskwierające, ale “na szczęście”, w samej jaskini też “nie szło łatwo”. Przy głębokości jaskini 786 biwak został założony stosunkowo płytko, na poziomie ok. -320 m. Przyczyny takiej lokalizacji były prozaiczne: brak lepszego miejsca poniżej. Odległość na przodek była na tyle doskwierająca, że pierwszy biwak nie przyniósł zbyt wielu efektów, poza ogromną determinacją w znalezieniu lepszej lokalizacji dla kolejnego. Dzięki temu kolejny biwak na -560 mógł podejmować skuteczniejsze działania, a ich efektem było osiągnięcie głębokości 883 m. Nie osiągnięto dna, jaskinia “puszcza” dalej, przy czym słowo “puszcza” nie oznacza, że odbywa się to łatwo. Sama PE001 pomimo znacznej już deniwelacji, “korkociągiem” schodzi coraz głębiej, “nie wykazując chęci” do przybrania bardziej horyzontalnego przebiegu, co mogłoby zwiastować bliskość dna. Jest więc nadzieja, że jaskinia ta, położona “na krańcu” znanej nam struktury geologicznej, pozwoli nam na “przejście na drugą stronę mocy” i osiągnięcie większej deniwelacji niż pierwotnie zakładaliśmy jako “plan minimum”.
Równolegle z działaniami “na dole” były prowadzone prace w górnych partiach. Rozpoczęliśmy je “z pompą” od fajerwerków czyli “dymienia”. Nasze obawy, że odpalone świece dymne z racji “ratowniczych” kolorów, ściągą nam na głowę kłopoty, okazały się bezpodstawne. W samej jaskini dym był wciągany w oczekiwanym przez nas kierunku z zaskakującą prędkością, ale na powierzchni żaden z kilku rozstawionych wokół Torre Santa Maria zespołów nic nie zauważył. Pozostał więc nam trawers pod stropem Studni Pod Wantą, jakieś 140-150 m nad jej dnem. Dwie szychty “hakówy” przyniosły odkrycie szczeliny za “Trawersem z wiertła” o zadziwiająco konsekwentnym przebiegu. Niestety końcowa jej część jest zagruzowana luźnym rumoszem wymagającym niezbyt trudnego, ale jednak “urabiania”. Sama natomiast lokalizacja tego miejsca, bezpośrednio pod dolną częścią ogromnego zachodu Corredor del Marques przecinającego północną ścianę Torre de la Santa Maria, określa cel naszych poszukiwań powierzchniowych na przyszłość (czytaj: gdy będzie mniej śniegu).
To, że nie osiągnęliśmy dna w PE001 skomplikowało sprawy barwienia. Było ono zaplanowane na końcową fazę wyprawy aby “dać sobie czas na załojenie do dna”. Mogliśmy sobie pozwolić na taki komfort ze względu na współpracę z Danielem. My barwimy, wyjeżdżamy a on “serwisuje”. Dna nie “załoiliśmy” i po konsultacjach z Danielem zapadła decyzja, że barwimy “gdzie się da” i “będzie jak będzie”. Wspólnie “obstawiliśmy” potencjalne miejsca wypływu. My te wyżej położone, bliżej bazy, Daniel te dalsze, łącznie 6 punktów. 2,5 kg fluoresceniny ostatecznie “wylądowało gdzieś w PE001” z “cichą” nadzieją, że coś to da. Niestety rezultatów brak… Co prawda na dzień dzisiejszy próbki czekają na przebadanie na bardziej czułym spektrofluorometrze ale otrzymane wyniki mogą być “na pograniczu tła”.
Podsumowując tegoroczną wyprawę można dojść do wniosku, że nasze ambitne plany natura zweryfikowała w sposób bezwzględny. Z pokorą czekamy na rok przyszły…
Za okazane wsparcie, Komisji Taternictwa Jaskinowego Polskiego Związku Alpinizmu, sieci sklepów górskich SKALNIK oraz firmie BERG dziękują: Marcin “Szuflada” Krajewski (AKG AGH Kraków), Mieczysław Królewicz i Robert “Łysy” Sawicz (Speleoklub Bobry Żagań), członkowie i sympatycy Speleoclubu Wrocław: Agnieszka Bielawny, Marta Czech, Katarzyna Filipek, Małgorzata Socha, Aleksandra Szczęsna, Katarzyna Wajda, Olaf Bańdo, Marek “Stahoo” Jędrzejczak, Michał “Buła” Kościuszczyk, Tomasz “Krycha” Krysiak, Krzysztof Kubis, Paweł “Koń” Michalski, Adam Pyka, Mariusz “Mario” Robak, Oskar Rudka, Tomasz Utkowski, Maciej Wajda oraz kierownicy Zbigniew Grzela i Adam Leksowski.
* Daniel Ballesteros ? asturyjski grotołaz, geolog, pracownik naukowy Uniwersytetu w Oviedo
** Armando Alonso Bernardo ? wieloletni przyjaciel, Członek Honorowy Speleoclubu Wrocław
Marek Stahoo Jędrzejczak