Moravský Kras, 08-11.11.2007

W dniach 8-11.11.07 odbył się kolejny wyjazd na Morawski Kras. Uczestniczyli w nim członkowie i sympatycy SCW: Gocha, Alina, Aga, Kaśka, Gośka, Zbychu, Marek, Misiek, Sebastian, Wiesiek oraz ludzie z Klubu Grotołazów "Nocek". Tym razem nocowaliśmy nad samą przepaścią Macocha.

Pierwszego dnia na miejsce dotarli Gocha, kursantka Gośka, Wiesiek, Żyd i na wstępie pocałowali klamkę. Okazało się, nasza noclegownia to twierdza niezdobyta... Przypadkiem, w porze lekko nocnej, wychodziła stamtąd pani i przypadkiem zauważyła bezdomnych, planujących już wypad do monopolowego...

Następne ekipy były już witane otwartymi drzwiami.

ekipa w jaskini W piątek Wieśkowóz polazł do Punkevni, licząc na zwiedzanie trasy wodnej. Okazało się, że wysoki stan wody nie pozwala na to. Wieczorem zjechała się reszta i nazajutrz ruszyliśmy razem do dziury. Odwiedziliśmy najstarsze partie Jaskini Amaterskiej wraz z naszym czeskim przyjacielem Spiderem. Umożliwił nam wejście do tej dziury, ponieważ był szczęśliwym posiadaczem kluczyków do kłódek umieszczonych( jak to na Morawach ) pod włazem...

Głębokość "starych - starych" partii wynosi ok. 140 metrów. Po zejściu kilku odcinków drabinek, z którym jedna została umieszczona w cembrowinie przeprowadzonej przez zawalisko, doszliśmy się do rzeki. Po drodze mijaliśmy dość ciekawą salę z naciekami, po której niestety nie można hasać, jak się komu żywnie podoba. Rzeką można iść w dwóch kierunkach, my wybraliśmy opcję dwukrotnego zanurzenia, czyli w lewo. Już na początku Spidera zdziwił poziom wody, nie przeszkodziło mu to jednak poprowadzić nas w rwący nurt. Za ciekiem szło się jeszcze spory kawałek przestronnym korytarzem. Końcówkę stanowiło ok.100 metrów czołgania i syfon. Do wrażeń niezapomnianych należy oczywiście przejście rwącego fragmentu rzeki oraz rozbieranie się z kompletnie mokrych ciuchów w typowo śnieżnej scenerii.

ekipa w jaskiniTego samego dnia wieczorem miał dojechać do schroniska Spider i zaplanować z nami niedzielne wyjście. Już do nas nie dotarł. Jak zażartowała nazajutrz jego żona "przyjechał do nas Marcin na białym koniu". Niby ludowa mądrość, ale jaka prawdziwa...

Nazajutrz była niezła jazda. Dosłownie i w przenośni. Niektórzy preferowali rowy, inni jechali za nimi z niewiadomych przyczyn. Wraz ze Spiderem i jego żoną pojechaliśmy do ciekawej jaskini. W czasach zimnej wojny zbudowano tam schron atomowy, który mógł pomieścić 250 żołnierzy. W środku całego zamieszania (awaria prądu) poleźliśmy do korytarza kopanego przez sędziwych czeskich grotołazów, którzy raczyli się właśnie rumem. Wyraźnie byli zdziwieni, że wali im się do środka cała wataha wszędobylskich, ciekawskich turystów. Pooglądaliśmy Jaskinię Vystupek, a raczej to co z niej zostało, po czym ruszyliśmy do następnej. Pod Katerinską pożegnaliśmy Spiderów i wraz z polsko-czeskim team'em przewodnickim ruszyliśmy do dziury. Jaskinia naprawdę warta obejrzenia. Oczywiście nie może się równać ze słoweńską Postojną, ale swój urok ma. Szkoda tylko, że trasa taka krótka.

Wracaliśmy do Polski chyba całe wieki. Śnieg leżał nawet we Wrocławiu. W przyszłym roku też pojedziemy... Ale może w bardziej ludzkiej porze roku? Spider wspominał coś o czerwcu. Podobno podświetlają wtedy Macochę kolorowymi światłami

Aga

galeria