Tatry, 3 - 6 lipca 2009

Pogoda zmienna - raz deszcz za chwilę słońce. Mimo to korzystając z wakacyjnej pogody wybraliśmy się w Tatry.

Tym razem na nocleg wybraliśmy pokój u pani Mrowcowej. Jeszcze w takich warunkach w Tatrach nie spaliśmy.

W sobotę rano wstałem i zacząłem przygotowywać się do wyjścia do Wielkiej Litworowej. Umówiłem się z Qb'em i Magdą (oboje STJ Kraków) na 7.30 - niestety dotarli dopiero o 8.00. Pierwszą wiadomością jaką usłyszałem było, że do "naszej" dziury poszła już ekipa z SDG i wybiera się kurs z Sekcji Grotołazów Wrocław po swoje liny, które tam wisiały. Nie wiele myśląc dzwonię do Odrowąża czy można po ich sznurkach pójść bo po co wieszać trzeci komplet. Maćka niestety nie ma w Tatrach, więc telefon do Kojota - okazuje się, że tym wyjściem kieruje Krzysiek, więc szybki telefon do Niego i jesteśmy umówieni.

Qb z Magdą mają niezłą kondycję, bo pierwszy postój dopiero przy Wodniściaku, gdzie spotykamy dwie ekipy kursowe: pierwsza pod wodzą Emka z SDG idąca do Pod Wantą oraz druga pod wodzą Tabaki z grupą Matki Sekcji idącą do Nad Kotlin. W Kobylarz wchodzimy niezłym tramwajem. Przy zejściu ze szlaku Emek oczekuje na dochodzących kursantów, a my gnamy do jaskini, bo właśnie wyszło słońce i będzie można przebierać się w cieple.

W tym czasie Ewa z Sarą postanowiły pójść na wycieczkę najładniejszą Doliną Kościeliską do schroniska Ornak i nad Smreczyński Staw. Ostatnim razem byliśmy tam zimą na urodziny Ewy. Sceneria letnia jest tak samo piękna jak zimowa. Sara w schronisku zauważyła, że teraz jedzą urodzinową szarlotkę. Niestety na te urodziny Ewy nie pojedziemy w Tatry jak to było już w tradycji.

Tym czasem w jaskini dochodzi do nieprzewidzianej sytuacji. Po przejściu trawersu Studni Flacha pomyślałem sobie, że fajnie byłoby zjechać kiedyś na jej dno. W tym momencie coś runęło, oglądam się Magda jest za mną a za nią widać Qb'a. Nagle Magda oznajmia nam, że spadła jej tórbka z całym sprzętem. Nie wiele myśląc reporęczujemy jedną linę z trawersu (były trzy, w tym jedna mocno przetarta) i Magda zjeżdża po swoją zgubę. Z Qb'em siedzimy sobie na trawersie i patrzymy jak idzie Magdzie na dole. Okazuje się, że brakło jej około 4 metrów do dna. Znajdujemy jeszcze jedną linę przed trawersem i opuszczamy ją Magdzie. Dalsza wycieczka mija już w miłej atmosferze. Na Biwaku chwila przerwy i wychodzimy. Byliśmy umówieni z Krzyśkiem, że spotkamy się pod I pięćdziesiątką niestety się nam to nie udało. Już wymyślamy, że przyszła jakaś mega ulewa i wycofali się do bazy, że czeka nas trudny powrót. A tu pod studnią wlotową spotykamy "zguby". Okazuje się, że nie pomału śpieszyli i dlatego dopiero teraz się mijamy. Po wyjściu z jaskini udajemy się jeszcze, w związku z wczesną porą, na wycieczkę topograficzno - przyrodniczą. Znajomość wszelkiego rodzaju roślinek przez Qb'a po prostu mnie powala.

Nie wiele brakowało, aby spotkać się z Ewą i Sarą na Wyżniej Kirze Miętusiej, niestety my byliśmy tam półgodziny później.

Niedziela przywitała nas słoneczną pogodą i postanowiliśmy udać się Doliną Strążyską do Wodospadu Siklawica. Niestety przy wodospadzie złapała nas burza i powrót był nieubłagany na bazę, chociaż mieliśmy jeszcze inne plany. Po przebraniu się na bazie pojechaliśmy do Zakopanego na Rondo zobaczyć nowości wydawnicze TPN. Efektem wizyty było kupienie książki "Dolina Kościeliska", która już teraz mogę to napisać jest bardzo ciekawą publikacją.

Poniedziałek znów pogoda słoneczna i humory dobre, więc pomysł na krótką wycieczkę (wymuszone opuszczeniem pokoju) do Wywierzyska Chochołowskiego. Samochód zostawiliśmy pod Ziębą, bo cena na parkingu 15 złoty odstraszyła nas na dobre. Po drodze, Sara robiła zdjęcia roślinkom oraz uczyła się obsługi odbiornika GPS.

Gdyby nie ta niedzielna burza to było by super.

Udział w wyjeździe wzięli Ewa z dzieckiem (na razie jedność), Sara (wszyscy TKTJ), Qb i Magda (oboje STJ Kraków) oraz Konar (SCW).

Galeria zdjęć

tekst i zdjęcia: Ewa i Michał Konarscy