OBÓZ TARY 20-26.06.2010r.

DZIEŃ PIERWSZY

Po kilku drobnych? zmianach dotyczących listy kursantów, terminu, miejsca noclegu i godziny wyjazdu-wyruszyliśmy niedzielnym popołudniem w trzyosobowym składzie w Tatry. Dojechaliśmy. Najważniejsze?. Oczywiście pada. Ulokowaliśmy się w bazie. Sprawdzamy sprzęt, przygotowujemy liny na jutrzejsze wyjście do pierwszych jaskiń.

DIEŃ DRUGI

W planie JASKINIA ŚPIĄCYCH RYCERZY i JASKINIA ŚPIĄCYCH RYCERZY WYŻNIA.

Choć nadal pada- budzimy się w świetnych nastrojach i wyruszamy. Jednostajny deszczyk nie przeszkadza nam w upartym przyswajaniu topografii Tatr. W zasadzie tylko ostatnie metry podejścia (w rzeczywistości ponad godzina? ) są najbardziej strome, kamieniste i mokre-momentami nawet kijki nie pomagają co niektórym-zwłaszcza podczas schodzenia?

Dwie niewielkie jaskinie przechodzimy sprawnie i bez większych zmagań (oprócz chwilowego zagubienia klucza do wkręcania plakietek). Schodzimy szczęśliwi do bazy, gdzie Wojtuś (gospodarz) zdążył napalić w kominku przewidując, że mamy "kilka" rzeczy ? do wysuszenia.

DZIEŃ TRZECI

Oczywiście pada. Tylko, że nieco mocniej. W planie JASKINIA CZARNA (doszliśmy pod Komin Węgierski). Oprócz pierwszej przepinki (zainstalowanej chyba przez Guliwera ?) jakoś poszło. Oczarowani jaskinią po czterech godzinach (obiecując sobie, że wrócimy tutaj kiedyś i przejdziemy całą)- wychodzimy na powierzchnię. Kiedy wróciliśmy do bazy, Wojtuś wyglądał na bardziej "zmęczonego"? od nas (najprawdopodobniej po dosyć intensywnym załatwianiu interesów z góralami),więc nie zdążył napalić w kominku. Ten wieczór upłynął nam na planowaniu kolejnego wyjścia, szykowaniu sprzętu i sprawdzaniu wszystkich możliwych połączeń pociągowo-autobusowo- busowych do Zakopanego-żeby ułatwić i nieco przyspieszyć przyjazd czwartego kursanta - Piotrka.

DZIEŃ CZWARTY

Dojechał do nas Piotrek. Ze względu na fakt, ze jechał bardzo długo (choć to nie pierwszyzna dla niego?) i miał za sobą nieprzespaną noc, Konar zaplanował nieco krótsze przejście. Wyruszyliśmy do JASKINI KASPROWEJ ŚREDNIEJ. Przy wspaniałej pogodzie (świeciło słońce!) , zachwyceni pięknymi widokami i ćwicząc dzielnie topografię szybko i sprawnie pokonaliśmy wytyczony sobie cel.

DZIEŃ PIĄTY

Trzeciego dnia chwilowo przewodnikiem stada (zastępując Konara) został Wojtek Styrczula (ze Speleoklubu Tatrzańskiego). Początkowo miło i słonecznie, ale już po kilku godzinach marszu w deszczu i mgle dotarliśmy do otworu JASKINI POD WANTĄ. Było warto...jaskinia piękna.

Tego dnia wróciliśmy dosyć późno do bazy i Wojtuś (gospodarz ) znowu wyglądał na bardziej zmęczonego od nas, czego dowodem był wygaszony kominek i brak drzewa. Nie przeszkadzało nam to, dopóki nie okazało się, że Wojtuś z powodu zbyt małej ilości drewna spalił Krystianowi wkładki do butów.

DZIEŃ PIĄTY

Z grupą z ŚSK wyruszyliśmy (oczywiście w pięknym deszczu) do JASKINI MARMUROWEJ. Ponieważ okazało się, że w środku padało mocniej, niż na zewnątrz a "nasz" Piotrek zbytnio wychłodził organizm wyszliśmy z jaskini nieco szybciej niż pierwotnie planowaliśmy.

Instruktorzy obu ekip w akcie empatii ( a raczej desperacji chcąc przyspieszyć całą akcję), postanowili wziąć sprawy (a raczej liny) w swoje ręce....(jak na załączonym obrazku.:)

Przebrani, w suchych ubraniach, obkupieni w oscypki wracamy do Wrocławia.

TAK CZY INACZEJ...POLECAM

Instruktor: Michał Konarski (KONAR)

Kursanci: Magdalena Nakonieczna, Krystian Bogdanik, Justyna Wołowiec, Piotr Młotek.

zdjęcia Magda, Justyna, Krystian, tekst: Magda Nakonieczna