2006 Picos de Europa, sierpień 2006

Pisane "na gorąco", bez poprawek za wyjątkiem podawanych głębokości, które były szacowane na oko a teraz są wpisane na podstawie pomiarów. /Marek (Stahoo) Jędrzejczak/

31.07 Poniedziałek
Wyjazd z pod Klubu ok. 17:00 (Aga, Kuba, Zbychu, ja). Do granicy i kawałek za prowadzi Zbychu. Dalej ja, aż do okolic Solingen.
1.08.2006 Wtorek
Zbychu pociągnął tylko do granicy belgijsko - francuskiej. Dodatkowo pojechał na przejście autostradowe. Zmieniamy się. Wracamy do Maubeuage i jadę aż za obwodnicę Paryża. Zmiana. W okolicach Vierzon kupujemy zapalniki i kawałek dalej stajemy na zakupy spożywcze (m. in. wino). Znowu zmiana. Jadę do Bordeaux a dalej już Zbych.
Ok. 21:00 jesteśmy na Playa de San Antolin. Krótka kąpiel (Kuba się nie zdecydował) i miniimprezka pod domkiem. Wino okazuje się nad wyraz okrutne, ale pijemy do końca. Resztką wina, co mi została w kubku zalewam sobie telefon i już mam po telefonie. Od tej pory używam telefonu Kuby (z moja karta i baterią).
2.08.2006 Środa
Wstajemy i jedziemy do Cangas. Kawa. Po kawie ja z Kubą idziemy do Parku po zezwolenia (dostajemy, ale nie podpisane) a Zbychu z Agą na zakupy. Zakupy kończymy wspólnie i jedziemy na górę. W Covadondze puszczają nas bez problemu.
Przy Lagos lampa. Pakujemy wory i ok. 15:00 podchodzimy. Na bazie jesteśmy ok. 19:00. Wody nie ma. Kuba z Agą rozbijają namiot ja "eksploruję" lodówkę w poszukiwaniu baniaków na wodę. Idziemy z Kubą po wodę do Cemba Vieja. Dochodzi Zbych i z Agą zabierają się za rozbijanie naszego namiotu. My z Kubą wracamy z zachodem słońca. W naszym namiocie kuchnia. Najpierw gotujemy a potem Soberano.
3.08.2006 Czwartek
Nawet nie mam kaca. W nocy padało i pada do południa. Ja nie wyłażę z namiotu. Liczymy na poprawę, bo tak wynika z prognozy. Ok. 14:00 zaczynają się chwilowe przejaśnienia i ok. 16:00 jest już lampa na dobre. Jeszcze jak padało Zbych z Kubą i Agą poszli po butle do depozytu w G-1. To, że są puste to wiedzieliśmy. Po 16:00 idziemy po depozyt już wszyscy. Zabieramy wszystko i rozbijamy bazówkę. Wcześnie idziemy spać, bo nie ma co pić.
4.08.2006 Piątek
Rano schodzimy po ostatni transport i po gaz do Cangas. Oczywiście kawa. Ja odpalam w konfiterii notebooka i załatwiam swoje sprawy firmowe oraz sprawdzam prognozę pogody. Kuba idzie po podpisane zezwolenia. Kupujemy gaz i rozglądamy się za maszynką, bo ta na bazie nie wygląda już za dobrze. Ja w sklepie kupuje sobie 1 kg winogron, zjadam i zapijam półlitrowym jogurtem. Wjazd na górę. W Covadondze prawie już myślimy, że nas baba nie przepuści ale jedziemy.
Ok. 17:00 zaczynamy podchodzić. Wór mam okrutny. Koło wody dopada mnie sraczka. Gacie wyrzuciłem, dupsko umyłem i w drogę. Na bazie jesteśmy ok. 21:00. Ramion i bioder nie czuję. Mini imprezka z polowy Don Felipe II. Adze chyba zaszkodziło, bo gada coś o jakiś krasnoludach, elfach, trolach i innych wampirach. Ok. 24:00 bierzemy więc czosnek i idziemy spać.
5.08.2006 Sobota
Plan jest taki, że idziemy popróbować strzelania w BX-2. Na bazie próbujemy wiertarkę. Udaje się ją odpalić ale okazuje się, że wiertło kręci się w uchwycie. Jest zapasowy uchwyt ale nie mamy go jak zmienić. W ledwo wywierconym otworze robię mimo wszystko próbę. Niestety bez popychacza nie mogę dobić naboi do końca. Zapalnik też się cały nie mieści i wystaje. Przebitki nie ma więc spoko. Odpalam z krótkich kabli. Jakaś marna Agi bateria nie działa. Idę do namiotu po nówkę. Wracam, próba - jak nie jebnie! Dochodzę do wniosku, że bez dodatkowych, dłuższych przewodów to ryzykowne zajęcie. Plan do dupy – wiertarka nie sprawna a do strzelania nie jesteśmy w ogóle przygotowani. Dzięki chłopaki za zajęcie się sprawą – do dupy Wam nakopie jak przyjedziecie (to do Konara i Krzycha).
Idziemy na eksplorację powierzchniową w górne F. Sprawdzamy parę miejsc po drodze ale cel jest jeden - pękniecie biegnące z nad F-2 w stronę Canalonu. Długo nie szukamy. W F-44 Kuba zjeżdża i po jakimś czasie wraca twierdząc, że "jest co robić tylko, że jest "zacisk". Biorę kombinezon i szpej od Kuby (pasuje bez regulacji!) i idę obadać. Pierwsza studnia to ok. 10 m. Potem zakręt meandra i faktycznie ciasno. Zakładam punkt z ucha i próbuję się wbić. Cały szpej na lonżu, rolka zresztą też. Bez większych problemów zacisk pokonuję i jadę ile mam liny czyli na ok. -30 m.
Wracamy na bazę. Aga wróciła wcześniej, bo się rozdzieliliśmy w czasie łażenia po powierzchni. Obiad gotowy. Muszę przeprosić Zbycha, bo go bez sensu opieprzyłem pod otworem. Kończymy napoczętego wczoraj Don Felipe II.
6.08.2006 Niedziela
Rano Zbychu z Kubą schodzą na dol. Zbychu schodzi, bo jedzie po Konara i Krzycha do Santander. Kuba też idzie, bo w piątek się okazało, że ma problem z aparatem i nie słyszy. Coś już takiego kiedyś miał i konieczna jest wizyta na pogotowiu. Zabierają wiertarkę. Może na dole uda się zmienić uchwyt. My z Agą idziemy do F-44, tzn. idę ja a Aga czeka przy otworze jako wsparcie. Docieram na -75 i staję przed następną studnią ok. 40 m.
Wracamy na bazę i robimy obiad dla całej szóstki. Zjedliśmy i czekamy. Może dzisiaj wejdą... Pojawiły się chmury więc z czystym sumieniem można leżeć po namiotach. 21:45 SMS od Kuby właśnie wyszli ze szpitala, chłopaki z lotniska odebrane, nowa maszynka kupiona, wchodzą jutro.
7.08.2006 Poniedziałek
O 11:00 idziemy z Agą do F-44. Liny wieszamy do -135. Na bazie jesteśmy ok. 18:00. Ok. 21:00 zjawia się ekipa z dołu. Jesteśmy w komplecie. Imprezka. Poszły 4 wina. Kuba nie pije, bo bierze antybiotyki na to swoje ucho.
8.08.2006 Wtorek
Rano mgła. W południe się rozpogadza. Konar i Krzysiek schodzą na dół po transport, Zbychu z Kubą do F-44. Razem z Agą ich odprowadzamy. Wchodzą ok. 15:00. Aga wraca na bazę a ja namierzam F-44 i potem F-3. Trochę to nudne zajęcie, bo jedna sesja trwa ok. 2 godzin.
Ok. 21:00 jestem na bazie. Ok. 22:30 wrócili Zbych z Kubą. Zjechali te niby nasze P50, z czego wyszło jakieś P75-80. Potem jakieś P30 i zacisk, który obeszli. Dotarli pod następne P30 i wrócili. Głębokość -210. Konar z Krzychem nie weszli.
9.08.2006 Środa
Idziemy z Agą do F-44. Bez problemów docieramy na przodek. Studnia przed nami to niby 30-40 m. Mamy problem z wiertarką. Przez godzinę walczymy z odpaleniem. Bez rezultatu. Klepiemy więc ręcznie. Na dodatek lina okazała się za krótka. Po podmiance zjeżdżamy na dół. Przodek jest już bardziej skomplikowany niż do tej pory i wymaga biełgania. Po zjechaniu mamy coś jakby rozdroże. My idziemy meandrem w prawo. Na -260 dochodzimy do sali, w której trzeba znaleźć przejście dalej. Sala widać, że ma okresowe jeziorko, cos ala ponor. Z wiertarką nadal mamy problem. Jest już późno. Postanawiamy wychodzić wynosząc wiertarkę. Na bazie są wszyscy. Konar z Krzychem podeszli ok. 14:00. Obiadek, karty, winko i spać.
10.08.2006 Czwartek
Zbychu z Kubą idą na przodek, Konar i Krzychu na kartowanie. Ja ok. 11:00 idę na pomiary powierzchniowe i namierzam drugi otwór F-3 i punkty pomiarowe przy F-15 i F-17. Wracam ok. 18:00 i ustawiam GPSa pod G-7. Potem przenoszę go pod G-1.
Ok. 21:00 wracają. Na rozdrożu poszli w lewy meander i Zbychu poleciał w dość osobliwych okolicznościach. Trochę się poobijał i chyba skręcił nogę. Dobrze, że żyje. Na bazę jakoś doszedł, ale mu to nieźle spuchło. Skartowali prawie wszystko od otworu do Rozwidlenia, ale odkryć posuwających sprawę na przód brak.
11.08.2006 Piątek
Podejmujemy decyzję, że Zbychu musi się udać na pogotowie celem oględzin. Musi z nim iść ktoś, kto ma prawo jazdy. W grę wchodzi Konar, Krzychu lub ja. Pada na mnie. Idzie też Kuba do pomocy jak by Zbychu nie dał rady zejść sam. Schodzimy chyba z 5 godzin.
W szpitalu zakładają mu longetę na dwa dni i potem ma się zgłosić na jej zdjęcie i założenie opaski usztywniającej.
W Ariondas robimy z Kubą zakupy na górę. Wjeżdżamy i śpimy u Armanda. Oczywiście imprezka - Veterano. Kuba nie pił, bo nadal bierze leki. Skończyliśmy gdzieś ok.. 2:00.
Na bazie Konar, Krzychu i Aga poszli i po wodę i generalnie zbijali bąki.
12.08.2006 Sobota
Zbychu zostaje u Armanda aż nie wydobrzeje. Nie chce nam się z Kubą wchodzić na górę. Jedziemy więc do Cangas po żeberka z zamiarem zrobienia ich w Armandowym kominku. Trochę się po Cangas kręcimy i ok. 19:00 jedziemy na górę. Wysyłamy tym na bazie SMS, że nie wchodzimy i robimy sobie małą imprezkę. Na bazie cała trójka idzie do F-44. Odkrywają niby ciąg dalszy meandrem, ale jest ciasno. Na bazie są ok. 20:00, gdzie okazuje się, że przyjechała ekipa z Walencji.
Aga schodzi do nas a chłopaki zostają. Jest u Armanda ok. 23-24:00. Ma pecha, bo jest już po żeberkach. Siedzimy do 2:00 przy Veterano. Ja i Kuba idziemy spać a Zbychu z Agą piją do 7:00. Z Wrocławia wyjechali Marta, Koń i Schab.
13.08.2006 Niedziela
Aga zostaje ze Zbychem a my z Kubą idziemy na bazę. Rano mamy info, że Koniowóz jest już we Francji. Jutro z rana mają być w Cangas, gdzie ok. 12:00 umawiamy ich ze Zbychem.
Na bazie sielanka. Wieczorkiem winko i karty. Gra w "Trzy litery" robi furorę.
14.08.2006 Poniedziałek
Po 11:00 idziemy we czwórkę do F-44. Już od rozdroża przeglądamy meander. W "Sali z brekcją” widać okno nad meandrem, do którego, ciasnym meandrem, dociera Konar. Za nim Krzychu z liną. Trochę to trwało, bo meander był ciasny. Zakładają zjazd na naszą stronę i już we czwórkę idziemy dalej tym razem już szerokim meandrem. W końcu robi się szeroko i można zjechać jakieś 20 m do starych partii. Puszcza na dwie strony. Jedna studnia tak ze 100 m ma.
Na bazie jesteśmy ok. 22:00. Koń z ekipą nie podeszli. Nic dziwnego. Pili pewnie ze Zbychem w chatce. My wypijamy 3 winka (Kuba już pije), gramy w ulubioną ostatnio grę karcianą i ok. 1:00 idziemy spać.
15.08.2006 Wtorek
Odpoczywamy. Po południu zjawia się ekipa Koniowozu. Najpierw Aga (wiadomo - aklimatyzacja), potem Koń z Martą i Schab z mega worem. Po południu zaczyna mżyć. Wieczorem oczywiście imprezka. Schab śpi u Agi a ja mam nadal namiot dla siebie dopóki Zbych nie wróci.
16.08.2006 Środa
Pada i zimno. Cały dzień siedzimy w bazówce i po namiotach. Przed południem Konar i Krzychu schodzą na parking po linę z samochodu. Nocują oczywiście u Armanda. My na bazie spać idziemy wcześnie, bo nikomu się nie chce siedzieć o suchych pyskach...
17.08.2006 Czwartek
Niby nie pada, ale zimno jest nadal. "Rano"" o 13:30 do F-44 idą Koń, Schab i Kuba. Aga i Marta idą na wycieczkę. Ja odprowadzam chłopaków pod otwór i wracam na bazę, gdzie właśnie wróciły dziewczyny oraz Konar z Krzychem. Jemy obiad i idę wystawić GPS pod G-2. Kręcę się chwilę po G. Spać idziemy ok. północy.
W F-44 Schab i Kuba kartują od przodka do rozwidlenia a Koń zjeżdża tą niby "Setkę”. Niestety nie dojeżdża do końca. Wiertarka - kaput. Wracają ok. 3:00.
18.08.2006 Piątek
Koń, Schab i Kuba - dzień bazowy. Do F-44 mają iść Krzychu z Konarem, głownie na kartowanie, bo nie mamy plakietek pod spity a wiertarka nie działa. Postanawiamy, że trzeba zrobić nową mieszankę paliwa i na wszelki wypadek kupić śruby do plakietek. Z SMS wynika, że Zbychu jest na dole, więc dostaje zlecenie zakupów a ja schodzę, by to odebrać. Parę godzin czekam na parkingu. Zaczyna padać i przyjeżdża Zbychu. Namawiam go na obiad w Ercinie. Cały czas pada i się zastanawiamy czy chłopaki weszli przed opadem. Wracamy na parking. Pada. Wklepujemy dane do Walls’a i żegnamy się z resztką uciekającej Walencji. W końcu jedziemy na dół po żeberka i piwo. Wieczorem skromna imprezka u Armanda.
19.08.2006 Sobota
Rano wstaję z postanowieniem wyjścia na górę. Dostajemy SMS, że chłopaki na szczęście nie poszli. O 9:00 zaczynam podchodzić z 2 l paliwa, pięciokilogramowym gazem, 10 l wina i swoimi gratami. Miało być lekko a wyszło jak zwykle. Na bazie jestem ok. 12:00. Ok. 14:00 Konar i Krzychu idą do F-44. Ja prowadzę resztę pod BX-2 na strzelanie a sam schodzę z Kubą z powrotem na bazę. Trochę pada. Obiad i leżakowanie. Z F-44 wraca Konar z Krzychem. Niestety tylko skartowali meander "Ki Luz" i na przodek już nie poszli. Koń po paru strzałach w BX-2 ma już wizję jak to powinno wyglądać. Cały wieczór zabawia się na bazie w pirotechnika. Baza jakoś przetrwała. My, wiadomo - winko.
20.08.2006 Niedziela
Super pogoda. O 11:00 ja i Aga idziemy do F-44. Koń, Schab i Marta idą strzelać do BX-2. Reszta chłopaków koło 13:00 idą na dół na zakupy. Nocują oczywiście u Armanda w chatce.
My z Agą docieramy na ok. -380, gdzie w meandrze, pozbawieni już lin, stanęliśmy nad kilkunastometrową studzienką. Pod otworem jesteśmy ok. 24:00 a na bazie pół godziny później.
W BX-2 samo strzelanie poszło super, tylko... przodka brak.
21.08.2006 Poniedziałek
Koń, Marta i Schab wybierają się do F-44 ale dopiero na wieczór. Aga chce zejść na dół po zakupy i nocować u Armanda. Ja idę namierzać D-9 i B-39.
Ekipa wychodzi ok. 19:00. Z dołu podchodzą: Kuba, Konar i Krzychu. Wieczorem winko.
22.08.2006 Wtorek
Ok. 12:00 wraca ekipa z F-44. Nie zrobili w zasadzie nic, bo Koń poczuł się źle. Doszli na przodek, ale Koń zatruł się chyba spalinami po tych strzelaniach. Skartowali dużą studnię. Głębokość -342.
Do F-44 mają dzisiaj iść Krzychu z Konarem. O 13:30 idę namierzać otwory B-42 i B-12. O 14:15, będąc już pod B-42, widzę Konara z Krzychem jak podchodzą do otworu F-44 i się przebierają.
Wracają stosunkowo wcześnie. Zjechali jakieś 3 małe prożki i stanęli nad ok. czterdziestometrową studnią. Skartowali też kawałeczek od -342 do -376.
Ekipa Koniowozu i Konar zbierają się powoli do wyjazdu. Chcą opuścić bazę we czwartek. Schab podejmuje decyzję, że pójdzie z nami na ostatnie wyjście i ewentualnie zejdzie z bazy w piątek. Agi na bazie jeszcze nie ma, więc skład jest łatwy do przewidzenia...
23.08.2006 Środa
Rano o 11:30 startujemy do F-44 w składzie: Schab, Kuba i ja. Mamy mały problem z dotarciem na przodek, bo chłopaki w meandrze poszli całkiem inną drogą. Zamiast pójść wygodnym piętrem poszli jego dnem. Plan jest taki, że Schab napiera (w końcu to jego ostatnia akcja) a my wstecz kartujemy zaległości. Gdy my kończymy swoją robotę i docieramy z powrotem nad czterdziestkę okazuję się, że Schabu jej jeszcze nie skończył. Chwilę czekamy i Schab pozwala nam zjeżdżać. Studnia w swojej górnej części faktycznie nieciekawa. Schab musiał się nieźle ze spalinówką nagimnastykować. Na dole puszcza. Zupka i nowy podział zadań, czyli Schabu znowu napiera a my znowu kartujemy. Po skończeniu swojej roboty zjeżdżamy znowu na dół. Schab gdzieś tam na przodku. Nawet go nie słychać. Pakujemy graty i idziemy za nim. Na początku mały, ok. ośmiometrowy, prożek - obejście meandra, potem studzienka lekko ponad 20 m i spotykamy Schaba. Prowadzi nas nad następną studnię ok. 40 - 50 m głębokości. Zostały nam 3 kotwy a zjazd trzeba zacząć od trawersu. Decydujemy, że my skartujemy wstecz wszystko od tego miejsca do dna czterdziestki tak by mieć ciągłość pomiarów do samego przodka a Schab zjedzie ile się da i obada, co i jak. Gdy kończymy kartowanie Schab nas dogania. Zjazd "na partyzanta" niewiele dał - trzeba trawersować.
Na bazie jesteśmy o 7:00 po prawie 20 godzinach. Na przodku działaliśmy ok. 9 godzin. Skartowaliśmy wszystkie zaległości i posunęliśmy przodek na -454. Mamy już skartowane 978 m. Rozciągłość 250 m. W czasie naszej nieobecności Aga zdążyła podejść na bazę.
24.08.2006 Czwartek
Kładę się spać ok. 8:00. Budzę się już ok. 10:00 i wiem, że muszę wyjść i powiedzieć, co ma być grane. Ledwo o tym pomyślałem a tu Aga z Krzychem przychodzą z tym właśnie pytaniem. Wstaję i idę do bazówki. Relacjonuję, co i jak. Nie mamy już plakietek i to jest chyba nasz największy problem. Czasu mamy coraz mniej. Ja chcę by jeszcze dzisiaj poszedł zespół Aga z Krzychem, bo w piątek ma padać. Krzycha ma spręż, ale Aga nie.
Koń, Marta i Konar się pakują i schodzą na dół. Robimy sobie pamiątkowe zdjęcia. Schab zostaje do rana, bo mu się nie chce złazić. Zresztą zużył się trochę podczas akcji. Wieczorem imprezka. Wypijamy wszystko co jest. Przed pójściem spać Schab odbiera SMS od Konia z Cangas, że plakietek na dole nie kupimy.
25.08.2006 Piątek
Schab sobie poszedł jak jeszcze wszyscy spali a pada okrutnie. Została więc nas czwórka + Zbychu na dole u Armanda. Leżymy po namiotach. Po południu nieznacznie się rozpogadza. Spotykamy się w bazówie i decydujemy, że do F-44 idzie podobna akcja jak ostatnio - trzy osoby. Akcja generalnie ma być komfortowa, z bluetem. Nikt nie ma marznąć. Jak ostatnio - jest ten, kto napiera i zespół kartujący. Po ostatnim kartowaniu połączenie z F-17 jest prawie pewne i nieodległe. Niewiele też zostało głębokości do urobienia, nawet gdyby połączenie miało nastąpić w tzw. "Rzece". Ustalamy, że bez względu na wynik eksploracji wiertarka wychodzi na powierzchnię. Nawet jak się plan nie powiedzie i trzeba będzie iść jeszcze raz to będzie się klepać ręcznie. Ważne by zacząć ograniczać ilość gratów do wyniesienia z przodka. Na pytanie, kto idzie zgłosili się Aga, Krzychu i Kuba. Wyszło na to, że ja zostaję. OK - w końcu im się należy. Narobili się przecież do tej pory. Nie tylko w jaskini, ale i na powierzchni. Trochę mi żal, bo poprzednia akcja była w starym, dobrym stylu, tak jak kiedyś bywało i trochę się nakręciłem.
Odzyskujemy plakietki z bazówki i depozytu. Razem mamy 15 szt. W tym większość to radzieckie tytany (9 szt.), trzy Petzl’e i trzy samoróby, w tym jedna to ta pogliwicka, co ją zdjęliśmy w 1995 z A-1. Generalnie nie jest źle. Wieczorem karty i do spania.
26.08.2006 Sobota
O 11:30 wychodzą. Ja zresztą też, bo idę namierzać otwory. Dochodzę pod A-11, rozkładam się a tu WAAS nie działa. Czekam ponad godzinę i się zwijam.
Na bazie robię obiad dla wszystkich. Jem co moje, robię sobie coś do picia, czytam a tu jakieś dziwne dźwięki. Wyglądam a tu Zbychu. Resztę dnia spędzamy więc razem, przy czym i tak za wiele do roboty to nie ma.
27.08.2006 Niedziela
Ok. 8:00 budzę się i słyszę jakieś głosy. Wracają. Budzę Zbycha i idziemy do bazówy. Niestety nie mają do nas dobrych informacji. Krzychu przetrawersował i zjechał tą studnię. Zaraz za nią jest następna ok. 40 m głębokości. Zostało mu ok. 15 m liny. Dojście na przodek i trawers zajął im sporo czasu i nie zdecydowali się na to by wrócić się wyżej i spróbować odzyskać resztki lin z pozostawionych tu i ówdzie nadwyżek. Kartowanie też im nie poszło, bo zapomnieli dratwy a z dalmierzem w takiej głębokiej studni sobie nie poradzili... Głębokość -520 m.
28.08.2006 Poniedziałek
Towarem deficytowym poza plakietkami stał się dla nas czas. Nawet jak zrobimy połączenie to są marne szanse na całkowity reporęcz. Trzeba się sprężyć.
Idziemy z Krzychem na ostatnią akcję eksploracyjną na przodek. Sprężamy się i na przodku jesteśmy już po 2,5 godz. Krzychu zjeżdża tą niby czterdziestkę, ale lina 60 m jest za krótka. Do dna brakuje naprawdę niewiele. Obcinam resztki tego co zostało z setki, którą jest zaporęczowany poprzedni trawers i zjazd. Jest tego z 17 m, ale wystarcza a nawet trochę zostaje. Na dnie niewielka studzienka. Napinamy linę, na której tu zjechaliśmy i dostajemy się do jakby syfonu. Miejsce jest całkowicie zalane wodą, ale takie jakieś nieprzekonujące. Kartujemy tą odnogę i przechodzimy w inne miejsc, które niby zapowiada się tak samo. Liny nam znowu brakuje wiec obcinamy resztkę tej dowiązanej resztki. Ledwo starcza by Krzysiek mógł zjechać na małą półeczkę, którą dało się wytrawersować do sali o stromo nachylonym dnie. Schodząc salą w dół dochodzimy do "Rzeki". Jesteśmy w F17. Ile się da przejść suchą stopą tyle łazimy w górę i w dół "Rzeki". Miejsce jak zwykle fantastyczne, robimy zdjęcia i wycof. Wracając kartujemy ten ostatni zjazd, te dwie duże studnie i trawers. Został nam już tylko reporęcz. Wynosimy wszystko pod P90 na -342. Bierzemy po worze i powoli wychodzimy. Na powierzchni jesteśmy ok. 10:00 po 22 godzinach. W tym czasie Aga i Kuba zrobili już jeden retransport na dół.
29.08.2006 Wtorek
Aga z Kubą czekają sprężeni. Jak tylko przychodzimy to wychodzą na reporęcz. Przenoszą graty do rozwidlenia czyli na -247. Biorą po worku i na górę. Na rozwidleniu zostaje ok. 300 m lin. Są na bazie w nocy ok. 1-2:00.
30.08.2006 Środa
Ok. 12:00 idziemy z Krzychem kończyć reporęcz. Z rozwidlania mamy 300 m lin + to, co nad nami. Razem jakieś 600 m. Idzie nam nad wyraz sprawnie. Gdy Krzychu jest za zaciskiem okazuje się, że już czekają Aga z Kubą, którzy razem ze Zbychem przygotowywali przez cały dzień depozyty i retransporty. Na bazie jesteśmy o zmroku z nieprzeciętnie ciężkimi worami.
Baza już zwinięta. Kolację jemy koło namiotów. Jest na tyle fajnie, że my z Krzychem śpimy na zewnątrz wśród pokolacyjnych gratów.
31.08.2006 Czwartek
Schodzimy. Plan jest taki, że nocujemy i Armanda, gdzie zrobimy sobie pożegnalną kolacyjkę a w piątek spotkamy się z Suarezem. Ja tradycyjnie wór mam taki, że jak co roku wlekę się noga za nogą. Ledwo dolazłem do Viejo. Tam trochę odsapnąłem i dalej. Jak się zrobiło mniej stromo to i się trochę rozpędziłem. Dolazłem na parking, zrzuciłem graty i poszedłem się kąpać do Redemuny. Trochę mi zeszło, bo pogoda była niezła. Pranie, golenie, jednym słowem sielanka. Na skróty podszedłem do chatki Armanda. Tam się okazuje, że ekipa tak się poumawiała, że nikt nic nie wie. Zbychu z Agą są na dole i czekają na chłopaków, bo razem mają zjeżdżać na dół na zakupy na dół. Chłopaki z kolei czekają na mnie, chociaż ja nie jadę... Jestem pod wrażeniem ich sprytnego planu... Jak się tylko pojawiłem lecą więc na dół, na parking. Wkrótce też wracają, bo Aga ze Zbychem po kilku godzinach oczekiwania po prostu pojechali. Zjawiają się wieczorem z częścią zakupów. Po resztę trzeba się przejść. Ostatni transport... Żarcia na imprezie jest opór. Takiego dobrobytu dawno nie było. Każdemu się wydaje, że zje konia z kopytami. Niestety nie jesteśmy w stanie tego wmłócić. Kropką nad "i" jest tort "Zemsta toffi". Zbychu się porzygał i to po raz pierwszy chyba w życiu z przejedzenia a nie z przepicia.
1.09.2006 Piątek
Ze spotkania z Suarezem nici. Musi się kimś tam chorym z rodziny poopiekować. Ja wpadam na genialny plan - Rio Cares. Plan jest taki, że Zbychu jako inwalida podwozi nas na południową stronę kanionu, jedzie dookoła i odbiera nas po drugiej, przy stacji kolejki. Po raz pierwszy mam okazję zrobić cały kanion. Trochę zajmuje nam jednak opuszczenie i posprzątanie chatki oraz spakowanie auta. W Cangas krótka przerwa na zakup pamiątek dla rodziny. W Cain jesteśmy późno ale powinniśmy zdążyć. Zbychu idzie z nami do pierwszego mostu i wraca. Kanion w całości rewelacyjny, chociaż po paru godzinach robi się monotonny. Na koniec niezły widoczek na Naranjo de Bulnes. Pod stacją kolejki Zbycha nie ma. Czekamy z pół godziny i przyjeżdża. Też mu trochę zeszło. Robimy zakupy w Arenas de Cabrales i jedziemy w stronę Santander. Nocujemy na plaży ok. 20 km od Santander.
2.09.2006 Sobota
Rano pobudka i odstawiamy Kubę na lotnisko. Jeszcze zakupy w Santader i w drogę. Wieczorem dostajemy SMS, że Kuba już doleciał do Katowic.
3.09.2006 Niedziela
Bez większych niespodzianek dojeżdżamy do Wrocławia. Krzycha zabiera szwagier z pętli tramwajowej na Krzykach. Agę odwozimy na dworzec PKP. My ze Zbychem jedziemy do Klubu zrzucić graty. Tam czeka na nas Schab. Zbychu odwozi mnie do domu. Wpada na kawkę trochę jeszcze gadamy i Zbychu jedzie do Jelonki. Dla mnie wyprawa się zakończyła... Jeszcze tylko sprawozdania, rozliczenia, artykuł, opracowanie pomiarów... Co tam... Jutro do roboty!

Picos 2006 - skład:

Zbychu - Zbigniew Grzela
Schab - Tomasz Haba
Stahoo - Marek Jędrzejczak
Konar - Michał Konarski
Aga - Agnieszka Majewska
Marta - Marta Majewska
Koń - Paweł Michalski
Kuba - Jakub Nietubyć
Krzychu - Krzysztof Rossa
F-44: Głębokość -582 m, długość 1 171 m, rozciągłość 250 m.
F-44 - wykaz szycht:
5.08.2006 Kuba - eksploracja do -15
Stahoo - eksploracja do -30
6.08.2006 Stahoo - eksploracja do -75
7.08.2006 Aga i Stahoo - eksploracja do -135
8.08.2006 Zbychu i Kuba - eksploracja do -210
9.08.2006 Aga i Stahoo - eksploracja do -260
10.08.2006 Zbychu i Kuba - eksploracja w rejonie -260 (wypadek Zbycha), Konar i Krzychu - kartowanie od 0 do -247
12.08.2006 Aga, Konar i Krzychu - eksploracja w rejonie przodka na -260
14.08.2006 Konar, Krzychu, Kuba i Stahoo - eksploracja w rejonie -260 (obejście Sali z brekcją)
17.08.2006 Koń, Schab i Kuba - eksploracja do -300 , kartowanie obejścia Sali z brekcją (-240)
19.08.2006 Konar i Krzychu - kartowanie meandra "Ki luz"
20.08.2006 Aga i Stahoo - eksploracja do -380
22.08.2006 Koń, Schab i Marta - kartowanie od -240 do -342
22.08.2006 Konar i Krzychu - eksploracja do -406, kartowanie od -342 do -376
23.08.2006 Schab, Kuba i Stahoo - eksploracja do -454, kartowanie od -376 do -454
26.08.2006 Aga, Krzychu i Kuba - eksploracja do -520
28.08.2006 Krzychu i Stahoo - eksploracja do -582, kartowanie od -454 do -582, reporęcz na -342
29.08.2006 Aga i Kuba - reporęcz od -342 do -247
30.08.2006 Krzychu i Stahoo - reporęcz od -247 do 0

/Marek (Stahoo) Jędrzejczak/