SpeleoCorrida '94

Kolejna, trzecia już wyprawa Speleoclubu Wrocław do Hiszpanii w Masyw Zachodni Picos de Europa (G. Kantabryjskie) zaplanowana była na okres sierpień- wrzesień ubiegłego roku (1994 przyp. red.). W wyprawie udział wzięli: Marcin Buchla, Magdalena Chlipała, Jakub Haba, Paweł Hajduk, Marek Jędrzejczak - kierownik, Marcin Pałysiński, Jacek Styś, Magdalena Świątek, Grzegorz Winkelbauer, Małgorzata Wojtaczka (wszyscy Speleoclub Wrocław), Sebastian Kalisz (SG KW Wrocław) oraz Albert Idzik i Wiesław Krupski (obaj Speleoklub Świętokrzyski).

W fazie organizacyjnej bardzo pomogli nam przyjaciele ze sklepu alpinistycznego Cave Sport we Wrocławiu udzielając nam poważnego wsparcia materialnego. Firma Smartex przekazała nam nieodpłatnie pewną ilość żywności, natomiast PZU ubezpieczyło gratisowo całą wyprawę (wszystkich uczestników oraz oba samochody).

Chcemy w tym miejscu serdecznie podziękować Zbyszkowi Kurpiosowi i Piotrowi Wańczykowi z firmy Cave Sport, panu Markowi Mincie - naczelnikowi Wydziału Organizacyjnego PZU we Wrocławiu oraz pani prof. Ewie Krzywickiej-Blum z Katedry Geodezji i Kartografii Akademii Rolniczej we Wrocławiu, dzięki której mogliśmy pożyczyć sprzęt geodezyjny niezbędny do pomiarów terenowych. Bez ich pomocy i zrozumienia borykalibyśmy się z dużymi kłopotami jeszcze przed wyjazdem z kraju.

Przez cały czas pobytu w Picos mieliśmy bardzo dobrą pogodę, przeważały ostre upały, a dni deszczowych było zaledwie kilka. Stanowiło to miłą odmianę po wyprawie z zeszłego roku, kiedy to dwutygodniowa ulewa przyprawiła nas niemal o pomieszanie zmysłów.

Działalność jaskiniową rozpoczęliśmy kilkudniowym biwakiem eksploracyjnym w kotle Jou Arenizas, gdzie oznaczono kilka nowych otworów. Niestety korki śnieżne i duże ilości rumoszu uniemożliwiły osiągnięcie w nich znaczących głębokości. Jedynie otwór oznaczony jako C-2 rokuje pewne nadzieje na przeszłość.

Wkrótce potem odbył się pierwszy biwak w jaskini Pozu del Pico de los Asturianos (A-30), w której podstawowym problemem było obejście zawaliska w Sali Trzech Bolandów na głębokości -520 m. W ubiegłym roku wraz z Markiem Jędrzejczakiem próbowaliśmy to zrobić, lecz po ok. 60-metrowej wspinaczce w pionowym, niezmiernie kruchym zawalisku musieliśmy się wycofać, gdyż zabawa przestała być przyjemna, a tym bardziej bezpieczna. W biwaku brali udział: M. Jędrzejczak, J. Haba, A. Idzik i J. Styś.

Kluczowym miejscem w jaskini okazało się okno w studni P70, z którego 20-metrowy szeroki korytarz doprowadza do dużej sali z małym jeziorkiem zasilanym przez wodospadzik spadający gdzieś z góry sali. Woda z jeziorka wpada do wąskiego meandra, który dochodzi do stumetrowej studni. Po zjechaniu okazało się jednak, że łączy się ona ze znanymi partiami jaskini poniżej Sali Trzech Bolandów. Drugi z meandrów wychodzący z sali za oknem przeprowadził nas zgrabnie nad studnią P90 i po pokonaniu studni P60 doprowadził do następnej ogromnej Sali Dwóch Bolandów. Później okazało się, że obie Sale Bolandów łączą się ze sobą i to dokładnie nad miejscem, w którym rok temu zakończyliśmy wspinanie w zawalisku. Wtedy do wyjścia z sali zabrakło jedynie 8-10 metrów, ale decyzja o wycofaniu się była chyba słuszna.

Kolejny biwak w składzie P. Hajduk, A. Idzik, M. Jędrzejczak, i M. Pałysiński penetrowali dokładnie Salę Dwóch Bolandów. Kolejna, krótka tym razem wspinaczka (P. Hajduk i M. Jędrzejczak) doprowadziła do meandra w ścianie sali. Schodząc kilka metrów meandrem i po zjechaniu kilkunastu metrów stanęli nad studnią P80 nazwaną później WroKiel. M. Pałysiński i A. Idzik zjechali WroKielem. Następne studnie sprowadziły ich jeszcze niżej. Jaskinia ciągnęła się, ale liny szybko się skończyły. Na głębokości ok. -630 nastąpił odwrót.

Równolegle z drugim biwakiem a A-30 prowadziliśmy eksplorację powierzchniową w Jou de Arenizas. Sprawdzono kilka płytkich jaskiń i przy okazji w zespole M. Buchla, M. Świątek i J. Styś zajrzeliśmy do A-43, gdzie trochę pogrzebaliśmy w końcowym meandrze. Warunki do kopania są tam bardzo trudne, ale wyczuwalny przewiew dobrze rokuje na przyszłość tej jaskini, tym bardziej że jest ona dosyć wysoko położona.

Natomiast S. Kalisz, G. Winkelbauer i M. Wojtaczka rozpoczęli eksplorację znalezionej kilka dni wcześniej podczas pomiarów geodezyjnych jaskini, oznaczonej później jako F-17. Już na trzeciej akcji osiągnęli oni głębokość -250m zatrzymując się nad następną dużą studnią. Kolejne akcje (S. Kalisz, M. Wojtaczka) pogłębiły jaskinię od ok. -450 m. Z dna ostatniej studni P160 obszerny meander dochodzi do Sali z Dupą, w której charakterystyczny pomruk świadczy o bliskości dużej wody. Dociera się do niej po czterdziestometrowym zjeździe. Nie jest to na pewno główny kolektor tej części masywu, ale mamy nadzieję, że w przyszłym roku dalsza eksploracja przyniesie ciekawe wyniki.
Jaskinię F-17 wyeksplorowano do głębokości 473 m, zaś po znalezieniu wyższego otworu F-18 głębokość jej wzrosła do -501 m. Całość zyskała nazwę Sistema del Canalon de los Desvios. Najniższy osiągnięty punkt w jaskini położony jest na poziome zwierciadła wody końcowego jeziorka, które prawdopodobnie nie jest syfonem. Zakładamy, że przy niskim stanie wody będzie można dotrzeć do większego kolektora wód podziemnych tej części strefy. Świadczyć o tym może położenie jaskini, jej pionowy charakter (głębokość -501 m przy rozciągłości poziomej 133 m) oraz stosunkowo duża ilość aktywnej wody (co szczególnie dało się nam we znaki przy reporęczowaniu). Możliwe jest także przyłączenie wyżej położonych jaskiń, ale raczej nie powiększy to w istotny sposób deniwelacji systemu.

Wkrótce po zakończeniu działalności w F-17 nazywanej przez nas "Berecikiem", gdyż jak stwierdzono "wieje, aż beret zrywa", odbył się trzeci, ostatni już biwak w A-30.

W składzie: P. Hajduk, A. Idzik, M. Jędrzejczak, W. Krupski, M. Pałysiński i J. Styś eksplorowaliśmy dalej osiągając głębokość -718 m. Niestety jest trochę mokro i ciasno i choć jaskinia ewidentnie ciągnie się, dalsze posuwanie się głębiej wymagać będzie od nas dużego zaangażowania i przemyślenia, a w ostateczności skorzystania ze specjalnych technik eksploracji ciasnych miejsc. Jest także w jaskini kilka problemów, w które należy zajrzeć. Ale to już zmartwienie na wyprawę w przyszłym roku. Po skartowaniu całości mogliśmy już ze spokojnym sumieniem zaczynać retransport, podczas którego doszło do swoistego wypadku. Podczas reporęczowania okna w studni P70, na jej dno spadł szpej biwakowy z dużym pojemnikiem karbidu, kilkoma butanami i śpiworem. Jakimś cudem butan nie wybuchł, jedynie pojemnik pękł na dwie części i cały karbid zlasował się zanim wyciągnięto go z kałuży. Natomiast worek produkcji Zbyszka Kurpiosa wytrzymał pięćdziesięciometrowy lot bez najmniejszego uszczerbku.

I to właściwie był już koniec wyprawy, zostało tylko wyniesienie reszty sprzętu z jaskini i powolne jak zwykle znoszenie gratów do bazy dolnej. Jeszcze tylko tradycyjna impreza kończąca wyprawę i do domu. I chyba jesteśmy zadowoleni z tegorocznych wyników: w sumie wyeksplorowaliśmy ponad 1300 m pionu, w dwóch jaskiniach zostawiliśmy otwarte problemy, no i mamy jeszcze w zanadrzu kilka obiecujących otworów. Szkoda tylko, że znowu odpłynęła w przyszłość sprawa jaskini G-13 (eksplorowanej przez SG KW Wrocław w 1989 r.).

Ale przez rok chyba się nie zawali.

Jacek Styś

cały artykuł do ściągnięcia w wersji PDF jest dostepny tutaj: Picos '1994 (PDF: 775kB)