Picos de Europa '95

Gdy zasiadłem przy biurku, aby napisać ten tekst, długo zastanawiałem się jak to zrobić, żeby był on inny od poprzedniej relacji z naszej wyprawy.

Bo przecież prawie wszystko było w tym roku tak samo: prawie ten sam skład osobowy, ten sam Cave Sport nam pomagał, to samo PZU ubezpieczyło wyprawę...

A jednak im dłużej tak siedzę, tym więcej zaczynam mieć do powiedzenia o tym, co działo się w tym roku pod gorącym hiszpańskim niebem.

Na początku zmieniliśmy nazwę wyprawy i to z dwóch powodów: po pierwsze, z punktu widzenia gramatyki hiszpańskiej wyraz Speleocorrida jest budzącym wesołość Hiszpanów zlepkiem słów (choć po polsku brzmi całkiem znośnie), a po drugie, to nam się po prostu trochę znudziła.

Podstawowym założeniem jakie przyjęliśmy była stosunkowo duża ilość sprzętu, którą chcieliśmy zabrać w góry. Wiązał się z tym rzecz jasna problem skąd go wziąć, ale na samym początku nie zawracaliśmy sobie tym głowy. "Krótko mówiąc, potrzebujemy trzy kilometry, żelazo do tego, no i śpiwory, namioty i inne takie duperele" - taką konkluzją zakończyło się któreś tam nasze spotkanie w knajpie na rogu. Jak na możliwości naszego klubu, była to ilość całkiem spora, ale w końcu udało nam się to wszystko zgromadzić dzięki pomocy PZA, firmy Cave Sport oraz spółki TIM.

Założenie numer dwa, to nieco większa ilość osób niż w tamtym roku, tak więc w podstawowym składzie znalazły się następujące osoby: Marcin Buchla, Jakub Haba, Paweł Hajduk, Marek Jędrzejczak - kierownik, Agnieszka Ochmann, Grzegorz Pacześniak, Jacek Styś, Marcin Szarejko, Magdalena Świątek, Małgorzata Wojtaczka (wszyscy Speleoclub Wrocław), Sebastian Kalisz i Maciej Mieszkowski (SG KW Wrocław) oraz Albert Idzik (Speleoklub Świętokrzyski) i osoby towarzyszące: Magdalena Chlipała, Dorota Jasińska i Alicja Jarzombek.

Założenie numer trzy, które było jednocześnie wnioskiem z dwóch pierwszych, to konieczność przewiezienia tej góry sprzętu w Picos. Skończyło się na tym, że dokonaliśmy zakupu samochodu marki VW Vanagon, a Marcin Szarejko wyremontował swojego starego "ogórka", który wymagał co prawda "drobnej kosmetyki" (czytaj: lakierowania karoserii), ale okazało się, że nie stanowiło to najmniejszego problemu dla zawodników zaprawionych w bojach z wałkiem i pędzlem.

W końcu z nieznacznym dwudniowym opóźnieniem wyjechaliśmy, żegnani symbolicznym kielichem przez dyrekcję Cave Sport-u. Na miejsce dotarliśmy stosunkowo szybko i prawie od razu rozpoczęliśmy transporty do bazy górnej, tak więc po trzech dniach mieszkaliśmy już przy Refugio Viejo. Działalność jaskiniową zaczęliśmy od biwaku w A-30, którego zadaniem było dokładne sprawdzenie WroKiela, ponieważ istniała możliwość posunięcia się dalej na północ na którymś z jego mostów. W biwaku wzięli udział: M. Jędrzejczak, S. Kalisz, M. Wojtaczka, P. Hajduk, A. Idzik i M. Buchla. Oprócz WroKiela sprawdzano także partie poniżej, niestety nie przyniosło to spodziewanych wyników. Natomiast problem w zawalisku na dnie pozostawiono wielkodusznie następnemu biwakowi.

Równolegle z biwakiem, w zespole: A. Ochmann, M. Szarejko i J. Styś poszliśmy do jaskini A-1 z zamiarem obejrzenia jej i wypatrzenia możliwości dalszej eksploracji lub ewentualnego połączenia z A-30. Przyznam się szczerze, że ta pierwsza możliwość podobała mi się o wiele bardziej. Po dotarciu nad ostatnią studnię P108 zjechaliśmy w niej ok. 30 metrów i wypatrzyliśmy dosyć obszerną półkę w jej płd.-wsch. Części. Po dosyć ekwilibrystycznych zabiegach udało nam się do niej dotrzeć i po przejściu krótkiego meandra znaleźliśmy się w obszernej salce z ciekiem wodnym wypadającym z korytarza położonego 20 metrów nad jej dnem. Musieliśmy się jednak wycofać z uwagi na brak sprzętu wspinaczkowego.

Następny zespół (M. Szarejko, G. Pacześniak i M. Buchla) nawet nie próbował rozwiązać tego problemu i zajął się następnymi półkami w studni P108. Jedna z nich, położona jakieś 40 metrów nad dnem studni, tym razem w płn.-zach. jej części, okazała się później kluczowa. Po pokonaniu krótkiego meandra i zjechaniu 30-metrowej studni M. Szarejko i M. Buchla stanęli nad nową dużą studnią. Zjechali nią ok. 80 metrów i... wylądowali na grobli w Sali Dwóch Bolandów w A-30. Połączenie stało się faktem.

Natomiast tuż przed tą akcją odbył się drugi biwak w A-30, na którym w składzie J. Haba, M. Szarejko, P. Hajduk i J. Styś eksplorowaliśmy okolice dna, próbując rozebrać końcowe zawalisko. Niestety prace górnicze są tam bardzo utrudnione z uwagi na ryzyko podcięcia całego zawaliska i brak miejsca do odkładania urobku, zaś nasze nadzieje na przebycie końcowych ciasnot okazały się płonne. Wygląda jednak na to, że pod kamieniami jest następna studnia, gdyż słychać spod nich szum wody i pogłos przy przerzucaniu want. I o ile wychodząc z biwaku w minorowych nastrojach reporęczowaliśmy już jaskinię, to po połączeniu z A-1 problem dna A-30 odżył, ponieważ dotarcie na przodek staje się w tym momencie o wiele prostsze. Nadal więc chcielibyśmy prowadzić tam eksplorację, tym bardziej że na odcinku pomiędzy A-1 i A-30 istnieją możliwości do posuwania się na północ, z trawersem Sali Dwóch Bolandów włącznie. W efekcie połączenia otrzymaliśmy system złożony z jaskiń: A-24, A-25, A-1, A-30 o długości 3317 m i deniwelacji -726 m i nowej nazwie: Sistema del Jou de la Canal Parda (Pozu del Pico de los Asturianos - Sima de la Torre de los Traviesos o de los Organos).

Mniej więcej równolegle z działalnością w A-30 i A-1 rozpoczęto działalność w strefie F. Zajęli się tym oczywiście specjaliści od tego rejonu, czyli M. Wojtaczka i S. Kalisz, do których dołączył M. Mieszkowski. Na wstępie przymierzyli się oni do odkrytego rok temu otworu F-15 z bardzo silnym wypływem powietrza. I tak sobie tam chodzili cichutko i jaskinia puszczała bardzo ładnie, dopóki nie weszli do niej nasi specjaliści od wywrotowej roboty, czyli dwa Marciny. Weszli i połączyli F-15 z odkrytym i wyeksplorowanym rok temu do głębokości -501 m systemem F-18/F17. Połączenie nastąpiło na głębokości -448 m tuż przed końcowym jeziorkiem w F-17, które obecnie bardzo zyskało na ważności.

Tak więc w przyszłym roku pewnie spróbujemy je przepłynąć, chyba że znowu puści jakaś nowa jaskinia w "Berecie" jak powszechnie już zaczęto nazywać strefę F. Pewne jest również połączenie z jaskinią F-3 odkrytą w roku 1973 przez hiszpańskiego pasterza o imieniu Remis, który osiągnął w niej głębokość -100 m. Później jaskinię pogłębiono do ok. -300 m. Obecnie Sistema del Canalon de los Desvios ma długość ponad 1600 m i nie zmienioną od zeszłego roku deniwelację -501 m.

Oprócz prac w dwóch omówionych wyżej rejonach działo się też to i owo w Jou de Arenizas, ale na razie nic nie mamy do powiedzenia na ten temat i nie jest to bynajmniej dyplomatyczne nabranie wody w usta. No, może trochę. Jeżeli zaś chodzi o plany na rok następny, to oczywiście będziemy kontynuować pracę w obu systemach i może wreszcie znajdziemy trochę czasu na eksplorację w innych jeszcze jaskiniach.

Jacek Styś

cały artykuł do ściągnięcia w wersji PDF jest dostepny tutaj: Picos '1995 (PDF: 814kB)