Picos de Europa '98

Co roku wyprawy w Picos kończymy konkluzją: "No, teraz to wiemy już prawie wszystko. Wszystko jasne! Za rok pojedziemy i w końcu załoimy jakąś dużą norę". Rok mija, łoimy. Okazuje się, że nic nie wiedzieliśmy. Dużej dziury nie ma, ale "No, teraz to wiemy już prawie wszystko ..." Rok mija... i znowu okazuje się, że nic nie wiedzieliśmy. Czyż to nie jest miłe - udawać, że się coś wie nic nie wiedząc. Ten rok nie był wyjątkiem. Wróciliśmy. Teraz wiemy już prawie wszystko. Czy na pewno? Przekonamy się za rok.

Sam nie wiem jak to się stało, że wyprawa zrobiła się tak liczna. Zeszłego lata ledwo skompletowaliśmy skład, a teraz... pięciu Krakusów z Akademickiego Klubu Grotołazów AGH: Tomasz Bartuś, Marcin Krajewski "Szuflada", Paweł Kumorek "Kumor, Owieczka Beata", Wojciech Zawisz, Bartosz Zdeb; dwóch Kielczan z Speleoklubu Świętokrzyskiego: Mateusz Handerek, Lech Kuleszyński; no i my - Speleoclub Wrocław: Małgorzata Wojtaczka, Zbigniew Grzela, Maciej Jankowiak, Sebastian Kalisz "Jarząbek", Grzegorz Lubelczyk, Paweł Michalski "Koń", Adam Stankar, Jacek Styś i ja "Staś". Dodatkowo odwiedzili nas i w mniejszym lub większym stopniu brali udział w wyprawie: Tomasz Kuźnicki ze Speleoklubu "Bobry" Żagań, dwie osoby "dla towarzystwa" - Izabela Skorzybót, Anna Pałysińska oraz od nas Maciej Kaczmarzyk i Marcin Pałysiński "Bąbel". Niezła gromadka. Zasadniczy "trzon" tworzyło szesnaście osób, reszta jako goście przyjechała na własną rękę.

Przygotowania do wyprawy można by powiedzieć, że przebiegały sprawnie. Dofinansowanie przez KTJ PZA oraz tradycyjnie już darmowe ubezpieczenia z PZU pozwoliły nam nie martwić się stroną finansową przedsięwzięcia. Speleoclub Wrocław natomiast dofinansował zakup wiertarki oraz odbiornika GPS. Jedynym zmartwieniem jak zwykle był transport. Nasz wyprawowy "ogórek" mimo swoich niesamowitych możliwości szesnastu osób w żaden sposób by nie pomieścił. Tutaj "Koń" stwierdził, że jak już mieć dwa auta to najlepiej parkę i w ten sposób mieliśmy już dwa "ogórki". Była szansa, że któryś dojedzie. Należało je jedynie do tej długiej podróży przygotować. Miesiąc wcześniej odstawiliśmy je do warsztatu. W tym miejscu mógłbym napisać książkę, a przynajmniej nowelę. Zakończenie - jeden "ogórek" spłonął a my ledwo uszliśmy z życiem. "Na gwałt" organizujemy drugie auto.

W końcu 1 sierpnia wyjeżdża "ogórek", dzień później "Ducato". Jazdę "ogórem" na pewno nie można było uznać za komfortową, tym bardziej, że domorosły mechanik "Koń" raz za razem musiał interweniować. Gdy zużycie oleju zaczęło być porównywalne ze zużyciem paliwa dojechaliśmy do Cangas de Onis (80 m n.p.m.). Próba wjazdu na górę, na Vega de Enol (1080 m n.p.m.) zakończyła się niepowodzeniem. Wracamy do Cangas i próbujemy uleczyć nasze smutki dostępnymi w miejscowym supermarkecie medykamentami. Tego też wieczoru okazało się, że wyprawa pod względem politycznym nie jest jednomyślna.

Dzień później przyjeżdża "Ducato". Systemem wahadłowym transportujemy się na górę. Tradycyjnie rozbijamy naszą niesamowitą "bazówkę". W schronisku wyczuwalne zaniepokojenie: "Przyjechali Polacos". "Ducato" wraca do kraju, niepełnosprawny "ogór" stoi w Cangas a my zostajemy na górze bez środka transportu, co w pewnym stopniu utrudnia cotygodniowe zakupy.

Problemy transportowe o blisko tydzień opóźniły wyprawę. Dlatego też jak tylko pojawiliśmy się wgórach wszyscy ochoczo zabrali się za transporty na Los Barrastrosas (2020 m n.p.m.). Tradycyjnie już przy Refugio Viejo spotykamy członków GET Madrit, natomiast na samym Los Barrastrosas ludzi z SCP Valencia. Po kilku dniach już jesteśmy zainstalowani na górze. Hiszpanie kończą swój pobyt i zostajemy sami. Przed wyjazdem zdradzają nam w swojej strefie źródło zaopatrzenia w wodę. Utrzymująca się od dłuższego czasu dobra pogoda spowodowała, że na Barrastrosas wody nie ma. Rozpoczynamy działalność górską...
Warto tutaj nadmienić z jakiej pozycji wyprawa startowała.

[ Mapa podziału polskiej strefy eksploracyjnej ]

Strefa A

Dwie duże nory: blisko pięciokilometrowa Sistema del Jou de la Canal Parda - A-30/A-25/A-24/A-1 o głębokości 903 m i biegnąca równolegle ponad półtorakilometrowa Pozu del Porru la Capilla - A-11 (-863 m). Obie jaskinie kończą się w niedalekim siebie sąsiedztwie jeziorami na poziomie ok.. 1300 m n.p.m., pod południową częścią Joon de los Desvios. Już w 1996 r. pojawiały się nieśmiałe przypuszczenia, że obie jaskinie łączy to samo jezioro. Ciekawe tylko czy nie jest ono podzielone jakimś syfonem. Natomiast na pytanie co dalej z wodą z jeziora miało udzielić odpowiedzi przeprowadzone wówczas barwienie. Jednakże oczekiwane pojawienie się barwnika w odległym o nieco ponad 4 km na północny zachód i położonym na wysokości 1280 m n.p.m. Gueros de la Teya nie nastąpiło. Może czas obserwacji był za krótki? Może barwnika było za mało? Teoretyczny kolektor musiał by więc przebiegać wzdłuż linii łączącej na powierzchni takie depresje jak Canalon de los Desvios i Collado Los Afrontadorios by wpaść do Canalon de la Mostaya, w którym to własnie położone jest Gueyos de la Teya. Dlatego też tak bardzo interesowała nas eksploracja w Canalon de los Desvios (strefa F). Gdyby tak dostać się do kolektora w środkowym jego biegu ... Nad otworami obu jaskiń króluje Torre de los Traviesos (1390 m n.p.m.). Niecałe sto metrów poniżej wierzchołka znajduje się najwyżej położony otwór rejonu - A-17. Jego połączenie z którąś z dwu jaskiń dało by deniwelację bliską 1000 m.

Strefa F

Jak wspomniałem okolice Canalon de los Desvios, wydawały się nam atrakcyjne i to nie tylko ze względu na możliwość wysiekania ponad pięciuset metrowej głębokości jaskini. Tutaj też liczą się jak na razie tylko dwa obiekty: Sistema del Canalon de los Desvios - F-18/F-17/F-15 (-501 m) i Sima de los Desvios - F-3 (-315 m). Eksploracja F-3 ze względu na ciasnoty i duże prawdopodobieństwo połączenia z F-15 raczej nie zapewnia łatwego dojścia do kolektora. Natomiast w Sistema del Canalon de los Desvios już w 1994 r. osiągnęliśmy "końcowe" jezioro ("Stachowa Sadzawka"). Czy drogą do kolektora jest pokonanie jeziora? Dlaczego "Sadzawka" jest zawieszona o prawie 50 m wyżej powyżej poziomu domniemanego kolektora?

Tak więc główne cele wyprawy skupiały się w tych dwu strefach. Po pierwsze chcieliśmy rozwiązać sprawę A-17. Po drugie intrygował nas ciąg na poziomie ok. -250 w A-11. Czy możliwe jest wydostanie się nim na powierzchnię? Jak daleko posunie się on na południe? Czy ewentualny drugi otwór będzie wyżej położony od dotychczasowego? Może jest nim A-17? W końcu po trzecie, pomimo nękającego prawie wszystkich polskich grotołazów wstrętu do nurzania się w zimnej jaskiniowej wodzie, postanowiliśmy sprawdzić jezioro w Sistema del Canalon de los Desvios. Co będzie jak nie puści? No cóż... Zawsze zostaje strefa G z położonym przy bazie Red de los Barrastrosas - G-7/G-4 (-315 m). Co z tego udało nam się zrealizować? W tym miejscu zrezygnuję z porządku chronologicznego na rzecz obiektowego podejścia do sprawy.

Zacznijmy od A-11. Gdy z jaskini wrócił zespół pod przywódctwem Grzeli i Szuflady miałem wrażenie, że patrzą na mnie jak na niepoprawnego optymistę o nad wyraz wybujałej fantazji. Od razu stwierdzili, że posuwanie się tym ciągiem pod górę nie wchodzi w grę. Po pierwsze jest to początkowy odcinek głównego ciągu wodnego. Po drugie prowadzące pod górę progi i kominy zbudowane są zbardzo silnie zapiaszczonego wapienia. Krótko mówiąc, odnosząc się do warunków powierzchniowych, sprowadzało by się to do wspinania w miękkim piaskowcu w czasie ulewnego deszczu. Poczynione obserwacje pozwoliły jednak określić miejsce poszukiwań na powierzchni. Niestety jest to bardzo silnie strzaskana strefa w północno-zachodniej części Jou de Arenizas. Przeszukaliśmy wspólnie ten obszar nie rozwiązując problemu i pomimo tego, że nic nie udało się nam wyeksplorować znaleźliśmy prawdopodobne odpowiedzi na nasze pytania. Wydostanie się na powierzchnię tym ciągiem wydaje się niezwykle utrudnione. Obserwując ilość i temperaturę wody wydaje się, że przejścia w głąb należy poszukiwać w którymś z zatkanych korkierm śnieżnym otworów. Byłby on położony nie wyżej niż ok. 50 m i nie dalej jak 200 m na południe. Prawdopodobnie wykluczyć można więc A-17. Czy gra jest warta świeczki? Wspomniałem o A-17. Co roku rusza tam ekipa z saperką i dużym zapasem determinacji by walczyć zkorkiem śnieżnym. Cóż z tego jeżeli zapas ten jest wprost proporcjonalny do odległości ekipy od otworu. Dodatkowo korek ten zajmuje tak wielką powierzchnię, że w zasadzie to jeszcze nikt nie wymyślił, gdzie najlepiej jest kopać. Pierwsza ekipa po powrocie uczciwie uznała się za pokonaną. Dopiero Szufladzie udało się przekopać niżej. Niestety dostał się do dosyć ciasnego ciągu, którego saperką poszerzyć się już nie dało. Zresztą użycie bardziej wyrafinowanych narzędzi też nie gwarantuje tutaj powodzenia. W zasadzie, po corocznych próbach, można by sobie dać spokój z tą jaskinią na zawsze gdyby nie A-16.

Otwór A-16 jest położony ok. 10 m niżej niż A-17. Dodatkowo leży on w zasadzie na linii łączącej A-17 z A-1 ok. 100 m od tego pierwszego. Krótki korytarzyk, niewielki prożek i salka o pochyłym spągu. Na jej końcu zalegające na dnie zawalisko spotyka się ze stropem. Do A-16 zaglądaliśmy już wielokrotnie, lecz dopiero w tym roku Grzela zauważył, że po wschodniej stronie wieje. Po odrzuceniu kilku want ukazuje się przejście do dalszych partii. Na drugi dzień rusza gotowa na wszystko grupa. Za przełazem sala będąca dnem studni. Niestety w jej najniższym miejscu szczelina zapowiadająca ciąg dalszy jest całkowicie wypełniona rumoszem. Dalej na wschód kilkunastometrowy komin. Autorem pierwszego żywcowego przejścia jest Lechu. Wschodnia ściana komina okazuje się być grzędą rozdzielającą go od drugiego komina. Kilka metrów poniżej, na półeczce lodowaty ciek wodny. Woda niestety na dnie komina znika w zagruzowanej wąskiej szczelinie. Szczelinę tę dosyć szybko odkopujemy. Grzela się wciska i po kilkunastu minutach wychodzi kilka metrów nad dnem pierwszego komina. Przyszedł tą zapowiadającą ciąg dalszy szczeliną. Niestety ze względu na jej gabaryty możliwym jest poruszanie się tylko na tym poziomie, którym szedł Grzela. Woda płynie znacznie niżej apróby odkopania tej szczeliny szybko nas zniechęcają. Może zabrakło nam wiary? Faktem jest, że odpuszczamy. Jednak jak by się głębiej nad tym zastanowić to ma to sens. Pochodzenie lodowatej wody w tym miejscu, na tej głębokości i w tej ilości sugeruje połączenie z korkiem w A-17. W stronę przeciwną natomiast ... nie chce być inaczej, leci toto do A-1. No dobra ... a niby gdzie by miało to w A-1 wylecieć? W oknie "Stuczterdziestki" na -350! Logika jakaś w tym jest. Wnioski - gdyby w A-16 puściło to do połączenia należało by wyłoić ponad 400 m pionu. Dużo? Mało?

W tak zwanym międzyczasie epizod. Rok temu szukaliśmy podobno nieźle się zapowiadającej Pozu de los Cristalos. Jaskinia została odkryta przez wyprawę gliwicką w 1984 r. Na -70 korek ipodobno niezły przewiew. Od tego czasu nikt do niej nie zaglądał. Może dlatego, że w materiałach gliwickich jej lokalizacja została błędnie podana. Dlatego też w zeszłym roku jej nie znaleźliśmy. Okazało się, że jest to C-1, położona kilkanaście metrów poniżej wierzchołka kazalnicy kończącej grań rozdzielajacą La Vallugada od Jou de la Capilla. Kazalnicy królującej nad Joon de los Desvios. Przy otworze stara aluminiowa tabliczka na zardzewiałej śrubce rozwiewa wszelkie wątpliwości. No i te "Cristalos". Na -70 korka już nie ma. Można przejść dalej, na -133 i tyle. Korek jest ale obecnie dwukrotnie niżej. Gdy wyprawie zaczęło brakować celów innych niż te związane z poważnymi robotami dla górników najlepiej z Grenlandii, chcąc znaleźć zajęcie dla ponad szesnastoosobowej ekipy, sięgnęliśmy po cele rezerwowe. Do G-7/G-4 rusza poraz kolejny rekonesans. Niestety można dotrzeć tylko do poziomu ok. -200. W "Salle du glacier" lodu praktycznie nie ma i jej dno znacznie się obniżyło. Dotarcie do korytarza, którym chadzano na -315 wymaga teraz niezłego nakładu pracy. Wnioski - szkoda czasu na tę zabawę, najpierw kartowanie i to nie tylko samego Red de los Barrastrosas ale wszystkich jaskiń w La Asunciana. Potem poszukiwanie alternatywnych rozwiązań. W położonym nieopodal zaczęliśmy wspólnie z Grzesiem, pokonując całą deniwelację odkrytą przez francuzów w latach siedemdziesiatych to znaczy 190 m. W opisie notka. Pomimo tego, że dalej nie puszcza miejsce jest nader oryginalne. To prawda, czegoś takiego nie widziałem i nie wiem czy gdzie indziej zobaczę. Na -80 z początku poziomy ciąg ze znacznym przewiewem przechodzi w wąską szczelinę - intrygujące. Odkopujemy ją przedostając się tym samym nieco niżej. Dalej jest na tyle wąsko, że koniecznym jest użycie majzla. Poniżej niezły pogłos, no i rzucony kamień też trochę leci. Po próbach rozkucia dochodzimy do wniosku, że dalszą eksplorację można prowadzić tylko przy pomocy "Kumora". Faktycznie, gość przechodzi! Niestety dalej nic nie ma. Krakusi (tzn. Bartek, "Kumor", Tomek i Zawisz) przejmują G-1. To trochę pokartują, to coś odkryją. Z tego kartowania dorobili się ksywy "Gokarty". Z tego odkrywania to raz jak weszli do G-1 to wyszli przez G-6. Innym razem jak ruszyli meandrem na -30 to doleźli do czegoś tak wielkiego, że może to być tylko Red de los Barrastrosas. Niestety nie zdążyliśmy już tego w czasie wyprawy potwierdzić. Lechu chyba "Gokartom" pozazdrościł. Namawiając to tego, to tamtego łaził do G-5. No i wyłaził. Niestety też nie zdążyliśmy już tego potwierdzić. Był w Red de los Barrastrosas czy to coś innego. Jak na razie to wydaje się, że mamy do czynienia z pięciootworowym systemem. Dołączenie szóstego, G-3, to drobiazg.

Patrząc na to nieco szerzej to chyba całe otoczenie bazy to jeden wielki system. Zaczynając od góry mamy G-13 (-429 m), która być może łączy się z gigantyczną Trou du glace - G-8 (-132 m). Natomiast połączenie G-8 z Red de los Barrastrosas przewidywali już w latach siedemdziesiątych Francuzi. Czy SCP-134 (-240 m) też należy do tego systemu? Czy całość ma coś wspólnego zpołożonym w strefie Espeleo - Club de la Universidad Politecnica de Valencia Sistema Cembavieya - Parodia (-810 m)? Zanosi się na to, że rozwiązanie tak szybko nie nastąpi.

Jak widać przez większy czas wyprawy w zasadzie nic ciekawego się nie działo. Dzięki temu, nawet z nudów, można było zacząć zapuszczać się w przez nikogo nie sprawdzane (!) obszary strefy. Jednego wieczora telefon z Polski. Wiesiek Krupski - "Chłopaki nie gimnastkujcie się. Lampo najgłębszą jaskinią świata!". No i rób tu człowieku swoje! W takiej to atmosferze, pewnego dnia, razem z Jarząbkiem wybraliśmy się na wycieczkę do Conjurtao. "Idziemy znaleźć Wam jakąś godną norę" - rzuciliśmy znudzonej lekko ekipie i poszliśmy. Nie wiem, czy nie chciało nam się daleko chodzić? Faktem jest, że nie doszliśmy nawet do Joon de los Desvios. Już z daleka wypatrzyliśmy sobie charakterystyczną ściankę w grani Los Garapozales. W końcu pod takimi ściankami lubią być przecież otworki. Faktycznie - jest! Nie otwór a potwór! Niestety, napis złuszczoną już farbą "SCOF A-4" studzi nasze zapały. Nie przypominam sobie jednak aby Francuzi w swojej dokumentacji o tej jaskini wspominali. Może sprawdzimy? Jest jeden feler - ja sprzętu nie brałem (przecież szliśmy tylko na wycieczkę) natomiast Sebcio swój zostawił pod C-1. Niby nie daleko. "Skoczysz po swoje graty?" - zapytałem z naprawdę niewinną miną. "No ... skoczę ..." Ledwo zniknął za wierzchołkiem już wraca. "Te, Stachu, po drugiej stronie też jest dziura". Faktycznie. Zapowiada się nawet lepiej od A-4. "Dobra, tą sprawdzamy pierwszą" - rzucił Jarząb i w zasadzie już biegiem poleciał po sprzęt. Po powrocie szybko się oszpeił, wpiął linę do zainstalowanych już przeze mnie punktów i zjechał. Znowu wraca. "Wiesz co? Bez dwusetki to nie ma się co tam wybierać". Taka była konkluzja po pierwszym dniu eksploracji. Na bazie sprawdzam. Nie jest to znowu taka nowa nora. Według materiałów gliwickich w tym miejscu powinna być A-3. Dlaczego nic na ten temat nie ma w dokumentacji francuskiej? Później, wczasie bliższych oględzin okazuje się, że ktoś wstępne partie zjeżdżał. Dlaczego tylko 60 m? Czy był tam kiedyś korek? Tego się już nie dowiemy. Szereg akcji w różnych konfiguracjach ale zawsze pod wodzą Jarząbka, Grzeli lub Szuflady sprowadza nas na -432. Jaskinia raczej nieciekawa. Szereg studni rozwiniętych w zasadzie na jednej szczelinie doprowadza na -220 do meandra. Idąc nim spory kawał za przewiewem dochodzi się do następnego ciągu studni. Na dnie zawalisko. Tam nawet "wolna" mówi się szeptem. Znalezienie obejścia zabiera cenny czas. Wyprawa zbliża się ku końcowi. Z jednej z szycht wraca Szuflada z Grzelą. "Jest obejście. Zjechaliśmy kawałek. Dalej puszcza" - podnieśli lekko podupadłe morale reszty wyprawy. "Zreporęczowaliśmy do meandra. Nie ma szans zakończenia tego na tej wyprawie" - ostudzili zapały tych, którzy już kombinowali jak by tu się wkręcić na następną szychtę. Kolejne akcje kończą kartowanie i wynoszą resztę sprzętu. Pozostaje niedoeksplorowana jaskinia - Pozu del Porru de los Garapozales.

Niby tylko lekko ponad 750 m długości i niecałe 200 m rozciągłości a ile frajdy. Co dalej? Prawdopodobnie na ok. -650 nastąpi połączenie z Sistema del Jou de la Canal Parda (A-30/A-25/A-24/A-1). Gdzie? W meandrze na -730, przecież jest tam niezły dopływ. Wyprawa się powoli kończy. Uważny czytelnik zauważy w tym miejscu: "A co z jeziorkiem w Sistema del Canalon de los Desvios?".

[ Mapka rejonu Joon de los Desvios - około 80kB (GIF)]

Pierwsza próba, jeszcze na początku wyprawy, na akcji poręczującej, kończy się konkluzją - da się pływać pontonem - to Jarząbek. Próba druga. Absolutnie niepływalny Koń potwierdza - daje się dopłynąć do kilkumetrowego wodospadu. Próba trzecia i ostatnia. Równie niepływalni Grześ i Tomek "Bober" Kuźnicki dopływają do syfonu. Po drodze mijają szereg kominów i korytarzy doprowadzających do ich rzeki wodę. Boków nie sprawdzają. Ile upłynęli nie wiedzą, na pewno dużo. Fajnie tam chociaż? Super! Za karę kartują. Okazało się, że długość całych partii żeglownych wynosi 530 m. Sistema del Canalon de los Desvios z rozbudowanego raczej w pionie systemu o rozciągłości 210 m nagle rozbudowywuje się w poziomie dwukrotnie do 420 m. Całość ma już 2120 m. Syfon znajduje się na głębokości -542 m. Wszystko się teraz zgadza. Poziom syfonu zrównał się z poziomem jezior w Sistema del Jou de la Canal Parda (A-30/A-25/A-24/A-1) i Pozu del Porru la Capilla (A-11).
A gdzie kolektor? Nie ma! Ponieważ woda zamiast na północny-zachód popłynęła dokładnie w przeciwną stronę. Po zatoczeniu szerokiego łuku wszystko kończy się pod ... Joon de los Desvios. Gueros de la Teya teraz odpada. Zresztą, zawsze nam się wydawało, że jest to wywierzysko cokolwiek za małe. Sądziliśmy jednak, że jest to wynikiem tego, że znamy je tylko z suchego tutaj okresu letniego. Dodatkowo w zasadzie to do końca nie wiadomo ile ono wody prowadzi. Samo wywierzysko jest tak na prawdę czynne tylko w czasie wysokiego stanu wody. W lecie, gdy opadów jest mało, woda prawdopodobnie płynie znacznie niżej i wypływa w dnie koryta Rio Pomperi (Redemuna). Pojawia się więc pytanie - jeśli nie w Gueros de la Teya to gdzie? Gdzie podziewa się ta cała woda z pod Joon de los Desvios? Przypomnę, że pod kotłem tym, kończą się jeziorami lub syfonami Sistema del Jou de la Canal Parda (przypominam o możliwości dołączenia do tego systemu A-17, A-16 i A-3), Pozu del Porru la Capilla (plus otwory z północno-zachodniej części Jou de Arenizas), Sistema del Canalon de los Desvios (z mniej lub bardziej realnym połączeniem z Sima de los Desvios - F-3) oraz ... ze strefy eksplorowanej przez Oxford University Cave Club, blisko dwu i pół kilometrowa Sistema Conjurtao (-655 m). Joon de los Desvios - czarna dziura. Takiego rozwoju wydarzeń nikt z nas nie spodziewał. Mamy pewne podejrzenia ale... nie, to niemożliwe...

Likwidacja bazy zajmuje nam kilka dni. "Dukato" jest umówione nad Atlantykiem, na Playa de San Antolin. Tak więc musimy się przetranspotować nie tylko z Barrastrosas nad Lago Enol ale i znad jezior na plażę. Niestety, "ogór" pomimo tego, że Koniowi udało się go naprawić nie mógł się zaaklimatyzować. Jego pułap to 250 m n.p.m. "O tym jak Koń auto naprawiał" mogła by powstać kolejna już nowela. Należy tu chylić czoła przed Koniem. Pomyśleć, że wystarczyła deska, majzel, młotek i naprawdę skromny komplet kluczy. Części zamienne dostarczyła Gocha - jak zwykle na wyprawę spóźniona. Faktem jest, że Koń dostał propozycję pracy w miejscowym warsztacie. W transporcie nad ocean pomógł nam Armando. Co roku obiecujemy sobie, że tym razem o nic Armanda prosić nie będziemy i co roku coś wypada. Nasz człowiek w Picos - Armando Alonso Bernardo Fernandez.

Przed wyjazdem jeszcze wizyta w Oviedo. Niestety nie wszyscy mogą pojechać. Uzgadniamy, że to sprawa wrocławska i jadą wrocławianie. Dla "ogóra" to jazda testowa. Na miejscu umawiamy się telefonicznie na rozmowę z przewodniczącym Federacion Asturiana de Espeleologia. To właśnie Federacja co roku występuje w naszym imieniu do Parqe Nacional de Picos de Europa z prośbą o zezwolenie na działalność. Juan Jose Gonzalez Suarez oczywiście słyszał, że Lampo jest tą naj... Czy zamy szczegóły? Telefon do Polski, krótka wymiana informacji z Ciszkiem i wszystko jasne. Najnowsze wieści z eksplorowanej przez Coctail Picos Torca del Cerro, mogą się przy Lampo schować. Nasi górą!

Po krótkiej rozmowie o "Wielkim świecie", przechodzimy do naszych spraw. W zasadzie skupiamy się nad Joon de los Desvios. Suarez wyciąga nigdzie nie publikowaną mapę hydrogeologiczną. Dzieło naukowców z uniwersytetu w Oviedo. W legendzie tylko trzy znaki umowne - trzy strzałki symbolizujące podziemne przepływy. Linią ciągłą oznaczono przepływy potwierdzone, linią przerywaną prawdopodobne, linią kropkowaną hipotetyczne. Zaczynamy studiować mapę. W strefie OUCC, na wschód od Pica La Jorcada, linia ciągła z Pozu del Xitu oraz linia przerywana z Joos de Pena Blanca i Joos de Jorcada biegną do Culiembro. Tyle to wiemy. A u nas? Długa, blisko dziewięciokilometrowa, kropkowana linia z rejonu Desvios i Conjurtao leci prościutko na północ ... do Rio Casano. Tam, na zboczu głęboko wyciętej już doliny położone jest jedno z ośmiu najważniejszych wywierzysk we wszystkich trzech masywach - Fuente Las Palvoras (1 m3/s). Wywierzyska te odprowadzają jak się szacuje 50-70% wód podziemnych Picos. Tak, to jest godne nas wywierzysko. Wpobliżu znacznie już mniejsze Feunte Los Brazos (0,03 m/s). Sam Suarez ma minę taką jak by chciał powiedzieć: "Nigdy w to nie wierzyłem, ale w zaistniałej sytuacji ...". Nie było by w tym nic szczególnego, gdyby nie to, ze Brazos położone jest na ok. 460 m n.p.m., natomiast Palvoras - ok. 420 m n.p.m. Pomyśleć, że np. A-30 jest na 2200 m n.p.m., albo A-17 - 2300... Ciekawe jak daleko można by popłynąc pontonem w Pozu del Porru la Capilla albo w Sistema del Jou de la Canal Parda? Może by tak przeszukać rejon na północ od Joon de los Desvios?

Wieczorem wracamy do naszych na plażę. Z rana pakujemy "ogóra". "Ducato" ma przyjechać w południe. "Ogór" rusza zaraz po zapakowaniu, nie czekając na "Ducato". Zresztą i tak przekroczył granicę hiszpańsko-francuską jako drugi. Tylko dwie małe interwencje były konieczne aby dojechać do kraju. Rano, 2 września wjeżdżamy do Wrocławia. Wyprawa dobiegła końca.

Napisałem wyprawa ale przecież wyprawę tworzą ludzie. Nie można tu nie wspomnieć o gościach wyprawy, tzn. o Krakusach i Kielczanach. Ekipa z AKG to nie tylko paru kolesi z jednego klubu - to coś więcej. Świetna atmosfera i duża chęć do działania, nie koniecznie "na pierwszym planie, w świetle jupiterów" - to ich styl. Dodatkowo każdy z nich to postać nietuzinkowa. Dzięki. Kielczanie podobnie - można było na nich polegać. Nie zapomnijmy o Tomku z Żagania. Razem z naszym Grzesiem wypływali dla wyprawy jeden z głównych sukcesów.
Wreszcie my - wrocławianie. To Gocha z Koniem (Ministerstwo Transportu) kosztem swego prywatnego czasu i udziału w akcjach górskich doprowadzili do tego, że wyprawa mogła wyjechać no i wrócić. Dodatkowo to Koń (znany przedstawiciel malarstwa naiwnego) jest autorem tego co możemy oglądać na wyprawowych koszulkach. Gocha jak zwykle zajęła się ich produkcją. Maciek z kolei gdyby mógł to podjął by się wszystkich obowiązków wyprawy. Niestety nie było to możliwe - sorry. Na koniec "wielka trójka" - trzech gości, którzy swoją obecnością zapewnili odpowiedni poziom wyprawie: Grzela, Jarząb, Szuflada.

To tyle. Czego dokonaliśmy? Niby nic szczególnego - marne cztery stówy i pogłębienie o 40 m jednej z pięćsetek. Dopiero za jakiś czas okaże się czy wyprawa ta była jedną z wielu, czy też wyprawą "przełomu". Albo możliwości eksploracyjne w strefie się kończą, albo dopiero zaczynają...

Marek (Stahoo) Jędrzejczak

cały artykuł do ściągnięcia w wersji PDF jes dostepny tutaj: Picos '1998 (PDF: 3,2MB)