Obóz wspinaczki skałkowej – Kurs 2014

W dniach 3-6 lipca odbyliśmy kurs wspinaczki skałkowej. Nasz skład to: ja czyli Seba, Marcin, Łukasz, Gocha oraz nasz instruktor Sebastian Lewandowski, pseudonim “Lewy”.

Dzień 1.

Z “Lewym” umówiliśmy się w Wałbrzychu pod Auchan. W związku z tym, że my nie znaliśmy jego, a on nas, czekaliśmy na siebie jakieś 20 minut na parkingu w odległości 50m. Na szczęście telefonia komórkowa w Wałbrzychu działa i udało nam się w końcu odnaleźć. Chwila zapoznania, przerzucenia sprzętu i ruszamy. “Lewy” powadzi nas do Zagórza Śląskiego w którym spędzimy pierwszy dzień.

W trakcie drogi krótki wywiad środowiskowy, co kto miał wspólnego ze wspinaniem, z którego okazuje się, że wszyscy w jakimś stopniu już liznęli tego sportu. Najmniej doświadczenia oczywiście miałem ja… gdyż moje doświadczenia kończyły się na ściance wspinaczkowej, jedynie z asekuracją “na wędkę”. Z tej okazji nie mogłem się już doczekać pierwszych prób “z dołem” i to w skałach.

1 (1)

Ok. Dotarliśmy na miejsce, chwila na przebranie, podeszliśmy pod dość prostą skałkę i rozpoczęliśmy zabawę. Początek to sprawdzenie naszych umiejętności, jak radzimy sobie w skale – wyszło chyba nie najgorzej, w końcu bardzo zdolna grupa. Po kilku wejściach na wędkę nadchodzi długo wyczekiwana dla mnie chwila – startujemy z dołem. Jest trochę strachu ale jak trzeba to trzeba. Szybko okazuje się, że nie taki diabeł straszny. Co prawda miałem początkowo problemy jak wpiąć linę w ekspresy, ale po kilku słowach instruktarzu w końcu ogarnąłem. Reszta oczywiście wiedziała co i jak więc nie był to dla nich żaden problem. Jeszcze kilka przejść i robimy przerwę w której Lewy zaprzyjaźnia nas ze sprzętem do “Tradu” czyli wspinaczki tradycyjnej na drogach nieubezpieczonych.

Poznajemy te dziwne twory jak: kości, friendy, heksy, jebadełko… Pokazuje nam jak co działa, gdzie to wciskać itd. Później jeszcze trochę wspinaczki, oczywiście już tylko z dołem i kończymy pierwszy dzień zajęć.

Wróciliśmy do Wałbrzycha gdzie spędziliśmy nasz pierwszy nocleg. Skorzystaliśmy z gościnności tamtejszego klubu. W tym samym dniu Wałbrzyski klub miał rozdanie kart Taternika Jaskiniowego, także załapaliśmy się jako goście. Zarząd przygotował dla kursantów małą dopytkę przed rozdaniem kart. Były pytania, zadania no i oczywiście dobra zabawa 😉

3

Dzień 2.

Rano okazało się, że w podróży przybył nam dodatkowy członek, a dokładniej znaleziony przez ekipę taboret ( zresztą leży już w klubie we Wrocławiu, także można podziwiać). Dzień drugi spędzamy w Pełczy. Był to kawał dobrej nauki. Uczyliśmy się budowania stanowisk, przepinania liny w różnych wariantach, przewiązywania przez punkt, zjazdu na podwójnej linie itd. Wszystko to praktycznie same nowości, także każdy słuchał z zaciekawieniem. W praktyce wszystko wychodziło całkiem nieźle. Trochę tego było więc nim zdążymy się obejrzeć, mija cały dzień.

Na kolejny umówiliśmy się już w Rudawach Janowickich. Postanawiamy od razu pojechać w Rudawy, a z Lewym mieliśmy się zobaczyć bezpośrednio pod skałą. Bardzo wesoło spędziliśmy końcówkę dnia na poszukiwaniu noclegu pod chmurką. Ostatecznie padło na małą polankę nad samą rzeką Bóbr. Zaparkowaliśmy, chwila zastanowienia i wszyscy wylądowali w rzece na szybkiej kąpieli. Po dwóch dniach bez wody nikt nie mógł się oprzeć Potem ognisko, kiełbaska, piwko i meczyk Mistrzostw Świata w piłce nożnej obejrzany na komórce. Aha, w między czasie okazało się, iż nasza polanka jest terenem prywatnym. Na szczęście po krótkich negocjacjach i obietnicach, że pozostawimy po sobie porządek, mogliśmy zostać. Noc mija spokojnie, część śpi w namiotach, część w samych śpiworach pod gołym niebem.

4

Dzień 3.

Rano szybkie śniadanie, pakowanie i ruszamy w wyznaczone miejsce. Spotykamy się punktualnie o 9 i zaczynamy dalsze szkolenie. Czas na kolejne nowinki. Startujemy od nauki osadzania asekuracji w sposób tzw. tradycyjny. Każdy dostaje swój zestaw i ma za zadanie zbudować w poprawny sposób stanowisko asekuracyjne. Po małych poprawkach ogarniamy temat. Pora na wspinaczkę na własnej asekuracji – ale jak temu zaufać? Nie było lekko Po pokonaniu kilku dróg przechodzimy pod kolejną skałę, a ta wydaje się być olbrzymia. Jak tam wejść i jeszcze zaufać czemuś co ma nas niby zabezpieczać?

7

Okazuje się, że drogi nie są zbyt wymagające, wszyscy pokonali je bez większych trudności przy okazji ucząc się poruszania na drodze wielowyciągowej oraz budowania w tym celu stanowisk. Co chwila zmienialiśmy się drogami jak i tym kto na danej drodze prowadził, kto asekurował i tak minął nam kolejny dzień, po którym jest wieczór, a tam piwko, dzielenie się wrażeniami, rozmowy o niczym i sen. Dziś na kolację zrobiłem sobie prawdziwą ucztę – pierogi ruskie? Otóż można je ugotować w kuchence turystycznej.

Dzień 4.

Dzień czwarty, ostatni, również spędziliśmy w Rudawach ale w troszeczkę innej ich części. Ostatecznie wylądowaliśmy w Janowicach Wielkich nad “jeziorkiem”. Była to kolejna walka z Tradem. Osadzaliśmy własne punkty asekuracyjne, wchodziliśmy, zjeżdżaliśmy i tak w kółko. Uczyliśmy się też patentów na blokowanie przyrządu asekuracyjnego oraz jego odblokowywania. I tak pomału doszliśmy, niestety do końca naszego szkolenia. Jeszcze na deser robiąca na nas olbrzymie wrażenie turnia. Tu nie wszyscy odważyli się osadzać własną asekurację – np. ja Pewniej czułem się gdy zrobił to Lewy, a ja sobie wszedłem na wędkę.

8

Widok niesamowity no i olbrzymia frajda. Niestety był to już koniec. Niestety, ponieważ nawet przez chwilę nie przypuszczaliśmy, że nauczymy się tak wiele. Seba to naprawdę świetny instruktor, polecamy go wszystkim!

Tekst: Sebastian Radziszewski, Kurs 2014