Obóz wspinaczkowy 1 – kurs 2018

Jako pierwsza grupa tegorocznego obozu wspinaczkowego pojawiliśmy się pełni energii i zapału pod skał na Górze Birów. Zapoznaliśmy się ze sprzętem i technikami wspinaczkowymi.
Poznaliśmy uroki wędkowania. Kocimi, robaczkowymi i gamoniastymi ruchami zdobywaliśmy szczyt.
Stosowaliśmy prowadzenie drogi od dołu na wędkę z zastosowaniem poznanej techniki z wykorzystaniem ekspresów i przepinania przez stanowisko do zjazdu.

36807369_10214059221489408_1188488884699267072_n

W kolejnych dniach doskonaliliśmy techniki wspinaczkowe, asekuracji, zjazdów i  zakładania stanowisk wielowyciągowych. Zmagaliśmy się nie tylko z wynalezieniem odpowiednich chwytów, ale również z dużą dawką wiedzy, którą cierpliwy instruktor próbował nam wpoić. W międzyczasie rozważał konsumpcję książeczki instruktorskiej z ketchupem (chyba był z nas bardzo zadowolony :)). Jednak udało nam się trochę przyswoić wiedzy ze wspinania na prowadzeniu, na drogach wielowyciągowych, podchodzenia i schodzenia z wykorzystaniem repów, dostaliśmy też wiedzę na temat stylu wspinaczki (OS, FLASH, RP).

36898407_10214059221769415_6415045870080753664_n

…. a to jeden z wielu sposobów zakładania stanowisk, tu przedstawiamy wykorzystanie wyblinek

36826307_10214059222049422_9049070878024794112_n (1)

W deszczowe dni chowaliśmy się do pobliskiej jaskini, gdzie poznawaliśmy metody autoratownictwa.
W razie problemów partnera teraz nie utniemy liny i nie pójdziemy sobie, możemy zastosować m.in. wciągnięcie osoby z wykorzystaniem metody ,,U’’, flaschenzuga szwajcarskiego, łączenie liny i opuszczenie osoby poszkodowanej.

36899279_10214059222329429_6380835437660864512_n 36882693_10214059222649437_8401772770546941952_n

W przedostatni dzień nabywaliśmy umiejętności do bezpiecznego osadzania własnej asekuracji za pomocą  kości typu roksy, heksy i tricamy.  Ciężko było uwierzyć, że tak mała kość wytrzyma. Na szczęście okazało się, że kości faktycznie trzymają się skały pod warunkiem, że się nie odpadnie 🙂
Na szczęście nikt z nas nie testował ich wytrzymałości. Trzymaliśmy się skały jak pająki i ruszaliśmy jak ślimaczki.

36830408_10214059223049447_2526301958235488256_n

Pani Kierownik była wrogiem demokracji i nasze prośby do niej musieliśmy kierować w takiej pozycji.

36858848_10214059223769465_5745940852136476672_n

No i w końcu się doigrała, bo to zły dyktator był  🙂

36791406_10214059224089473_5002644607775801344_n

Praktycznie nie mieliśmy wolnej chwili. Nie przeszkadzała nam w tym zmienna pogoda, bo po pięciu minutach słońca były dwie godziny deszczu. Kończylismy zajęcia, szybki obiad i jechaliśmy zwiedzać okolicę; ruiny zamków, pustynię Błędowską, skałki ,,Okiennik’’, no i oczywiście kilka okolicznych dziur.

Wieczorami suszyliśmy pranie za pomocą profesjonalnie wystruganych przyrządów.

36825381_10214059224809491_907419498930241536_n

Sześć dni wypełnionych intensywnymi zajęciami, minęło nawet nie wiadomo kiedy. Było nam tak mało, że przedłużyliśmy sobie wyjazd jeszcze o jeden dzień. Pakowanie naszego obozowiska to kolejny mały cud.
Nie przypuszczaliśmy, że do volkswagena polo zmieszczą się cztery osoby, chyba z sześć plecaków, oprócz wspinaczkowego – sprzęt jaskiniowy, kalosze, uprzęże itd… Ponadto namioty, śpiwory, karimaty (w tym jedna kanapa Pani kierownik :)). Polo to jednak mini van, a nie auto miejskie na zakupy.

P.S. Pani kierownik oczywiście nie była złym dyktatorem i szybko ją uwolniliśmy z dybów (chociaż dla niej te 24 godziny to może nie było szybko :)). To naprawdę był fajnie spędzony czas. Szkoda, że tak szybko minął i trzeba było wrócić do szarej rzeczywistości.

Załoga:

Od lewej: Jarek, Sylwia, Wojtek i Agata

36786400_10214059226089523_413041597492494336_n

Lutynia drytooling 02.12.2017

Drugiego dnia grudnia roku 2017 dwaj członkowie naszego klubu postanowili wyruszyć na podbój rejonów drytoolowych Dolnego Śląska. Do tej pory raczej uboga scena naszego województwa w tej materii bardzo utrudniała rozwój w zakresie wspinaczki lodowo-mikstowej.  Wszystko zaczęło się zmieniać w roku 2015, gdy grupa pasjonatów postanowiła zaadaptować do tych celów grupę skał zlokalizowaną w miejscowości Lutynia niedaleko Lądka Zdroju. Taki też był cel podróży naszych klubowiczów – Grzegorza Szmidta i Olafa Bańdo.

W ciągu dwóch lat od momentu rozpoczęcia adaptacji skał powstało już wiele dróg. W chwili obecnej ich liczba wraz z projektami wynosi około 25. Dalsze czekają na „otwarcie”. Drogi, które powstały są bardzo dobrze ubezpieczone, jako punkty asekuracyjne zamontowano ringi. Widać, że osoba która zajmowała się osadzaniem wiedziała co robi, gdyż znajdują się ona tam gdzie powinny i wspinacz podczas wspinaczki naprawdę może oddać się pełni swojej pasji. Skały jednak są nieco kruche i należy pamiętać o kaskach i innych zasadach zapewniających bezpieczeństwo. W całej grupie znajduje się 8 kilkunastometrowych skał, z czego obite drogi znajdą się tylko na trzech z nich, więc wszystko przed nami. Zakres trudności dróg jest również bardzo szeroki, więc nawet początkujący adepci draytoolingu powinni być zadowoleni.

Obóz wspinaczkowy vol. 3 – kurs 2017

Obóz wspinaczkowy już na 3 dni przed rozpoczęciem budził wiele emocji, gdyż połowa składu została osłabiona awariami samochodów.  Ja utknęłam we Francji, a Emil w domowym warsztacie.  Na szczęście Sylwia poruszyła niebo i ziemię, by swoje auto przystosować do wyprawy i we wtorek 22 sierpnia w nieco osłabionym składzie (Gosia, Sylwia i ja) dotarłyśmy na Parking pod Górą Birów. Zajęcia zaczęły się od prezentacji asortymentu asekuracyjnego oraz weryfikacji naszego poziomu. Szczęśliwie okazało się, że nadajemy się na nieco ambitniejsze trasy niż ta na załączonym obrazku 🙂

Pierwsze dwa dni minęły nam na wspinaniu się z użyciem asekuracji opartej na ringach, na nauce poruszania sie po linie z wykorzystaniem prusików oraz na nauce zjazdu w wysokim przyrządzie. W tym czasie poznałyśmy również metody budowania stanowisk w ringach.

W czwartek dołączyła do nas Dorota i zostałyśmy zapoznane ze sprzętem do asekuracji własnej. Zaczęło się niewinnie, gdyż stojąc bezpiecznie na ziemi testowałyśmy chwytność dostępnych na tej wysokości szparek, w których osadzałyśmy roksy, heksy i tricamy. Najtrudniej było nauczyć się ich nazw 😀 oraz osadzić je w odpowiednio wytrzymały sposób. Minęło dużo prób zanim osiągnęłyśmy akceptację osadzonych kości przez czujnego instruktora Emka. Najgorsze dopiero miało nastąpić, gdyż kolejne zadanie polegało na wykorzystaniu zdobytych umiejętności (w które Emek wierzył, my nie) w praktyce. Niczym wygnane na pewną śmierć pierwsze śmiałki ruszyły do góry. Emocje rosły tak szybko jak średnica oczu i to bez znaczenia, czy było sie prowadzącą czy asekurującą. Na szczęście panika okazała się zbędna, gdyż rozdygotane prowadzące bezpiecznie docierały do stanowisk, a potem asekurując z góry sprowadziły swoje partnerki, które podczas demontażu kości zrozumiały, skąd wzięła się potoczna nazwa klucza do kości – z upierdliwości ich wyciągania.

Piątek, sobota i niedziela zostały poświęcone dalszym ćwiczeniom wspinaczki tradowej z rozszerzeniem o wspinanie wyciągowe. Emek wyznaczał nam wzory na skale, a my próbowałyśmy je odtworzyć tworząc w odpowiednich miejscach stanowiska i wykorzystując nabyte dotychczas umiejętności związane z budową stanowisk (również z natury), pokonywaniem trawersów i zjazdami. W przerwach narzuconych przez deszcz chowaliśmy się w jamie i ćwiczyliśmy techniki autoratownictwa. Nauczyłyśmy się m.in. flaschenzuga szwajcarskiego (co dobrze brzmi i każdy chciałby to umieć) oraz przepinania liny przez węzeł. Teraz już wiemy, że gdyby partner Joe z filmu „Czekając na Joe” (z ang. Touching the Void) miał szkolenie u Emka, to nie musiałby odcinać liny na której zawisł ranny Joe. My miałyśmy szkolenie, więc jest szansa, że o nas podobny film nie powstanie. A na pewno postaramy się, by nie powstał.

Obóz minął nam bardzo szybko. Dobre humory nie opuszczały nas ani na chwilę. Dostałyśmy dużą dawkę wiedzy i dużo rad jak bezpiecznie poruszać się po skałach. Zostało nam dużo wspomnień, przemyśleń, zapału do nauki i podstawowa myśl przewodnia: Bezpieczeństwo przede wszystkim!


Serdeczne podziękowania należą się:

– Organizatorom kursu za zorganizowanie obozu wspinaczkowego

– Emkowi za podzielenie się z nami swoją wiedzą i umiejętnościami oraz za to, że cierpliwie i z zimną krwią znosił nasze (czasami kaskaderskie) wyczyny

–  Sylwii za ogarnięcie samochodu, którym mogliśmy przyjechać na Jurę oraz podróżować z pola namiotowego pod Górą Birów na Górę Birów

– Dorocie za to, że do nas dojechała i zatrzymała falę przestojów w treningach oraz za działalność sprzyjającą  integracji i okolico znawstwa, a przede wszystkim za pomysł pojechania na Największą w Europie pustynię 🙂

– Gosi zwanej Zosią i/lub Andżelą (a czasami również Andrzejem / Mietkiem) za to, że reagowała na wszystkie imiona oraz, że w mig łapała te wszystkie sprzętowe i linowe zagadki i cierpliwie (i w pełnej konspiracji przed Emkiem) korygowała błędy pozostałych

-Dorocie, Gosi, Sylwi i Emkowi za zorganizowanie mi przyjęcia urodzinowego oraz za super prezent z dedykacją

– Panu Właścicielowi pola namiotowego za dostosowanie pory uruchamiania ciepłej wody do naszego trybu życia na obozie oraz za opowieści o lokalnych wspinaczach i innych wyczynach lokalnych bohaterów

– Restauracji Stodoła za pyszne jedzonko i rozbudowane menu, dzięki czemu miałyśmy urozmaicona dietę, siłę na wspinanie oraz naładowany telefon

– Gminie Ogrodzieniec za zorganizowanie dnia Magii na Górze Birów, dzięki czemu miałyśmy szerokie grono gapiów i komentatorów

– Gapiom i komentatorom z Góry Birów za wszystkie komentarze i za zrobione nam zdjęcia bez pytania – mamy nadzieję, ze trafimy do Waszych albumów rodzinnych. Dzięki Wam czułyśmy się jak prawdziwe Jurajskie celebrytki  🙂

– Sklepowi na Podzamczu za zimną wódkę i pyszne ciastki

– Gminie Ogrodzieniec za huczne pożegnanie nas koncertem zespołów Lao Che oraz Happysad oraz za wspaniały pokaz sztucznych ogni. W piękny sposób pokazaliście nam, że będziecie tęsknić. My też będziemy :*


zasłyszane na obozie:

“Najlepsze urodziny na zamku na jakich byłam.”  Dorota T.

Halina chodź szybko zrobię Ci zdjęcie z profesjonalnym SPINACZEM.” Gap z Góry Birów

Pani tak szybko jedzie, że ja może stanę na dole i łapać będę.” Inny gap z Góry Birów podczas naszego zjazdu w wysokim przyrządzie.

A: trzymam za Ciebie kciuki; G: Ty mi linę trzymaj a nie kciuki!” Małgorzata N., Anna K- asekurujący.

“A: mogę iść!”, “G: nie. ja teraz idę.” Małgorzata N., Anna K. przygotowana do asekurowania

Uprząż wkłada się po to, żeby podkreślić pośladki i uwidocznić męskość.” Emmanuel S.

Obóz wspinaczkowy vol. 2 – kurs 2017

W dniach 05-10.08.2017 2017 w obszarze zamkniętym między Poraj – Dąbrowa Górnicza – Chechło – Kostkowice odbył się obóz wspinaczkowo – pływacki z elementami religioznawstwa oraz wątkiem kryminalnym.

Piątek 04.08.2017
Zaczęło się klasycznie, jak większość wyjazdów kursowych wydostaniem z Wrocławia na niezmienni remontowaną i zakorkowaną autostradą A-quatro, odstaniem ustawowych 3 godzin z okazji remontów lub wypadków i po jedynych sześciu godzinach podróży, późnym wieczorem dotarliśmy na znane obozowisko jaskiniowców przy ulicy Partyzantów na Podzamczu.

Sobota 05.08.2017
Następnego dnia, rano, w składzie: Marta, dalej zwana Małą; Artur, dalej zwany Obrzękiem; Krzysiek, dalej zwany Ojcem (jedyny w ekipie, oficjalnie, dorobił się dziecka) i Gerwazy, dalej zwany ja; podążyliśmy w stronę skały pod Grodem Birów by spotkać się z dowódcą kursu, Emkiem, dalej zwanym Emkiem. Najlepszy instruktor wspinaczki na Jurze, mistrz zen z Tybetu i oaza spokoju Emek, przywitał nas jak zwykle jakimś ciepłym słowem ͫ , po czym zaczęliśmy pobierać nauki. Dobraliśmy się w pary: Mała – Obrzęk, Ojciec – ja (tu spoczęła na mnie dodatkowa
odpowiedzialność, bo nie mogłem dopuścić do uszkodzenia żywiciela rodziny). Na pierwszy ogień ogarnialiśmy podstawowe komendy, „spotowanie”, asekurację od dołu, wspinaczkę „na wędkę”, wspinanie z dolną asekuracją, montowanie stanowisk z dwóch punktów, zjazdy w wysokim przyrządzie oraz prusikowanie (awaryjne podchodzenie i schodzenie po linie za pomocą dwóch repsznurów). Na wszelkie wątpliwości typu „czy to jest wyblinka” otrzymywaliśmy błogosławione i uspokajające, gromkie „JOOOOOOO” (kto był, ten wie o co chodzi). Wieczór, to czas
wolny i okazja do poznania plemienia dzikusów/dzikich, którzy za pomocą kładów polowali na zajączki.

Niedziela 06.08.2017
W kolejnym dniu przenieśliśmy się na Straszykową Górę (drugie co to wysokości wzniesienie Jury Krakowsko – Częstochowskiej), gdzie bardziej samodzielnie szlifowaliśmy zdobytą dzień wcześniej wiedzę i umiejętności. Każdy zespół przeszedł po 5 dróg. Tu również jak poprzedniego dnia jako przeloty wykorzystywaliśmy ringi i ekspresy. Ojciec ufny w postępy zespołu postanowił poszukać potwierdzenia naszych umiejętności u dowódcy Emka, no i znalazł w postaci słów: „Wspinaczy z Was nie będzie, ale szambonury kiepskiej klasy, może”. Z nowości poznaliśmy
zasady montowania stanowisk asekuracyjnych (zarówno z liny jak i taśmy), takich jak: angielskie, samonastawne, „pająka”, z kontrami lub bez. Wieczór obfitował w tak emocjonujące wydarzenia, jak nocna pielgrzymka i czuwanie przy figurze Matki Boskiej Podzamczańskiej od Wspinaczy, czy oblężenie i szturm murów zamku Ogrodzieniec, gdzie największym męstwem i furią wykazała się Mała. Z ciekawostek topograficznych w okolicy Straszykowej Góry, występuje kilka ciekawych jaskiń (w tym Jaskinia w Straszykowej Górze, długa na 150m, podobno jedna z najciekawszych jaskiń jurajskich), część z nich była wykorzystywana w czasie wojny jako schronienie dla ukrywających się żydów, a na samej górze istnieją jeszcze ślady po stanowiskach artylerii z czasów I Wojny światowej.

Poniedziałek 07.08.2017
Trzeci dzień zmagań, to powrót na Birów oraz kolejny poziom wtajemniczenia, czyli nauka osadzania kości, heksów, trikamów i „friendów” jako punkty własnej asekuracji, tego dnia utrwalaliśmy również wykorzystanie naturalnych punktów (ucha skalne) i taśm lub rep jako przeloty. Ważna umiejętność, to przewidzenie w którym kierunku punkt będzie obciążany i zaklinowanie metalu w ten sposób, aby ruchy liny nie osłabiły zatarcia metalowego bajeru. Pod koniec dnia każdy zespół miał po jednej poprowadzonej drodze na swoim koncie. Na nocleg pojechaliśmy nad bajoro w Kostkowicach, to właśnie miejsce polecam jako alternatywę do Podzamcza w gorące letnie noce, czysta woda, mało ludzi, jedyny problem to brak drewna na opał.

Wtorek 08.08.2017
Wspinanie na asekuracji własnej, nauka konstruowania układów wyciągowych partnera, budowanie flaszencugów i techniki przechodzenia przez węzeł. Noc spędzona nad jeziorem w Poraju.

Środa 09.08.2017
Dzień zaczęliśmy od wspinania na „Adepcie”, i po przejściu dwóch dróg na zespól, przenieśliśmy się w okolicę parku linowego, gdzie do dziennej puli dorzuciliśmy dwie trasy, z czego jedną z długim, acz niezbyt wymagającym trawersem. Ciężki dzień kursowy zakończyliśmy w małpim gaju, wśród rozwrzeszczanych 10-cio latków. Zmęczenie i spadek formy dały o sobie znać, co zaowocowało zgubieniem przeze mnie portfela na drodze w Ogrodzieńcu. W pogoni za zgubą mieliśmy okazję odwiedzić obozowisko pielgrzymów i zaznać chwili sławy, bo ogłoszenie o zgubionym portfelu pojawiło się na scenie tego chrześcijańskiego festynu. Wieczorem natomiast w Parku Wodnym Nemo mieliśmy okazję doskonalić następujące techniki pływania: klasyczną, na grzbiecie, kraulem, jacuzzi na brzuchu oraz plecach.

Czwartek 10.08.2017
Z samego rana czekała mnie wizyta na komisariacie w Ogrodzieńcu, gdzie ktoś odniósł odnaleziony portfel. Niestety, bez dokumentów. Ostatni dzień zmagań wspinaczkowych, to zdobycie 26-cio metrowgo Komina Kursantów w wycenie IV z widowiskową, zachodnią ekspozycją.

Podsumowując, było baaaardzo fajnie, zżyliśmy się ze sobą, a każdy z naszej czwórki złapał bakcyla wspinaczkowego. Trochę zmęczeni, bardziej smutni, że musimy wracać, chętnie przedłużylibyśmy turnus o kolejnych kilka dni, jednak obowiązki wzywały. Jakoś tak to było, bo nie bardzo pamiętam ͫ, wszystkie opisane wydarzenia nie mają nic wspólnego z rzeczywistością i nie należy doszukiwać się podobieństwa w rzeczywistych postaciach.

Obóz wspinaczkowy vol. 1 – kurs 2017

Pierwszy obóz wspinaczkowy już za nami!

Czworo kursantów pod okiem instruktora Emka poznawało techniki wspinaczkowe zdobywając skały w okolicy jurajskiego Podzamcza. Na początku zapoznawali się oni ze sprzętem oraz z podstawami wspinaczki. Dla niektórych była to pierwsza okazja do założenia uprzęży wspinaczkowej :).
Już pierwszego dnia trenowali wspinaczkę na wędkę, z asekuracją dolną na drogach sportowych oraz techniki samodzielnego zjazdu na linie z wykorzystaniem stanowiska asekuracyjnego. Niestety podczas zajęć jedna kursantka skręciła staw skokowy, więc pozostałe dni kursowe odbyły się w uszczuplonym gronie.

Drugiego dnia kursanci trenowali dalej techniki wspinaczki z dolną asekuracją oraz poznali techniki budowania stanowisk asekuracyjnych.


Trzeci dzień był wstępem do wspinaczki na asekuracji własnej. Kursanci mieli okazję nauczyć się osadzać własne punkty asekuracyjne za pomocą taśm oraz kości – rocksów, hexów i tricamów. Odbyli również pierwsze swoje drogi na własnej asekuracji.


Kolejnego dnia pogoda nie dopisała, ale nie przeszkodziło to w treningu :). Kursanci prawie cały dzień spędzili w jaskini, gdzie trenowali wspinaczkowe techniki autoratownictwa.

Dzień piąty upłynął głównie na szlifowaniu zdobytych już umiejętności wspinaczki na własnej asekuracji. Na zakończenie kursanci oddali się zabawie – oczywiście w duchu wspinaczkowym – przechodząc trasę w parku linowym.
Ostatni dzień również zapowiadał się deszczowo, więc kursanci najpierw wspinali się schowani w “Kominie kursantów”, lecz gdy wyszło słońce, zdobyli również ściany “Grodu Birów”, kończąc tym samym pełne wyzwań 6 dni 🙂

 

Tekst: Karol Posiła

Zdjęcia: Karol Posiła i Magda Filip