Obóz wspinaczkowy już na 3 dni przed rozpoczęciem budził wiele emocji, gdyż połowa składu została osłabiona awariami samochodów. Ja utknęłam we Francji, a Emil w domowym warsztacie. Na szczęście Sylwia poruszyła niebo i ziemię, by swoje auto przystosować do wyprawy i we wtorek 22 sierpnia w nieco osłabionym składzie (Gosia, Sylwia i ja) dotarłyśmy na Parking pod Górą Birów. Zajęcia zaczęły się od prezentacji asortymentu asekuracyjnego oraz weryfikacji naszego poziomu. Szczęśliwie okazało się, że nadajemy się na nieco ambitniejsze trasy niż ta na załączonym obrazku 🙂
Pierwsze dwa dni minęły nam na wspinaniu się z użyciem asekuracji opartej na ringach, na nauce poruszania sie po linie z wykorzystaniem prusików oraz na nauce zjazdu w wysokim przyrządzie. W tym czasie poznałyśmy również metody budowania stanowisk w ringach.
W czwartek dołączyła do nas Dorota i zostałyśmy zapoznane ze sprzętem do asekuracji własnej. Zaczęło się niewinnie, gdyż stojąc bezpiecznie na ziemi testowałyśmy chwytność dostępnych na tej wysokości szparek, w których osadzałyśmy roksy, heksy i tricamy. Najtrudniej było nauczyć się ich nazw 😀 oraz osadzić je w odpowiednio wytrzymały sposób. Minęło dużo prób zanim osiągnęłyśmy akceptację osadzonych kości przez czujnego instruktora Emka. Najgorsze dopiero miało nastąpić, gdyż kolejne zadanie polegało na wykorzystaniu zdobytych umiejętności (w które Emek wierzył, my nie) w praktyce. Niczym wygnane na pewną śmierć pierwsze śmiałki ruszyły do góry. Emocje rosły tak szybko jak średnica oczu i to bez znaczenia, czy było sie prowadzącą czy asekurującą. Na szczęście panika okazała się zbędna, gdyż rozdygotane prowadzące bezpiecznie docierały do stanowisk, a potem asekurując z góry sprowadziły swoje partnerki, które podczas demontażu kości zrozumiały, skąd wzięła się potoczna nazwa klucza do kości – z upierdliwości ich wyciągania.
Piątek, sobota i niedziela zostały poświęcone dalszym ćwiczeniom wspinaczki tradowej z rozszerzeniem o wspinanie wyciągowe. Emek wyznaczał nam wzory na skale, a my próbowałyśmy je odtworzyć tworząc w odpowiednich miejscach stanowiska i wykorzystując nabyte dotychczas umiejętności związane z budową stanowisk (również z natury), pokonywaniem trawersów i zjazdami. W przerwach narzuconych przez deszcz chowaliśmy się w jamie i ćwiczyliśmy techniki autoratownictwa. Nauczyłyśmy się m.in. flaschenzuga szwajcarskiego (co dobrze brzmi i każdy chciałby to umieć) oraz przepinania liny przez węzeł. Teraz już wiemy, że gdyby partner Joe z filmu „Czekając na Joe” (z ang. Touching the Void) miał szkolenie u Emka, to nie musiałby odcinać liny na której zawisł ranny Joe. My miałyśmy szkolenie, więc jest szansa, że o nas podobny film nie powstanie. A na pewno postaramy się, by nie powstał.
Obóz minął nam bardzo szybko. Dobre humory nie opuszczały nas ani na chwilę. Dostałyśmy dużą dawkę wiedzy i dużo rad jak bezpiecznie poruszać się po skałach. Zostało nam dużo wspomnień, przemyśleń, zapału do nauki i podstawowa myśl przewodnia: Bezpieczeństwo przede wszystkim!
Serdeczne podziękowania należą się:
– Organizatorom kursu za zorganizowanie obozu wspinaczkowego
– Emkowi za podzielenie się z nami swoją wiedzą i umiejętnościami oraz za to, że cierpliwie i z zimną krwią znosił nasze (czasami kaskaderskie) wyczyny
– Sylwii za ogarnięcie samochodu, którym mogliśmy przyjechać na Jurę oraz podróżować z pola namiotowego pod Górą Birów na Górę Birów
– Dorocie za to, że do nas dojechała i zatrzymała falę przestojów w treningach oraz za działalność sprzyjającą integracji i okolico znawstwa, a przede wszystkim za pomysł pojechania na Największą w Europie pustynię 🙂
– Gosi zwanej Zosią i/lub Andżelą (a czasami również Andrzejem / Mietkiem) za to, że reagowała na wszystkie imiona oraz, że w mig łapała te wszystkie sprzętowe i linowe zagadki i cierpliwie (i w pełnej konspiracji przed Emkiem) korygowała błędy pozostałych
-Dorocie, Gosi, Sylwi i Emkowi za zorganizowanie mi przyjęcia urodzinowego oraz za super prezent z dedykacją
– Panu Właścicielowi pola namiotowego za dostosowanie pory uruchamiania ciepłej wody do naszego trybu życia na obozie oraz za opowieści o lokalnych wspinaczach i innych wyczynach lokalnych bohaterów
– Restauracji Stodoła za pyszne jedzonko i rozbudowane menu, dzięki czemu miałyśmy urozmaicona dietę, siłę na wspinanie oraz naładowany telefon
– Gminie Ogrodzieniec za zorganizowanie dnia Magii na Górze Birów, dzięki czemu miałyśmy szerokie grono gapiów i komentatorów
– Gapiom i komentatorom z Góry Birów za wszystkie komentarze i za zrobione nam zdjęcia bez pytania – mamy nadzieję, ze trafimy do Waszych albumów rodzinnych. Dzięki Wam czułyśmy się jak prawdziwe Jurajskie celebrytki 🙂
– Sklepowi na Podzamczu za zimną wódkę i pyszne ciastki
– Gminie Ogrodzieniec za huczne pożegnanie nas koncertem zespołów Lao Che oraz Happysad oraz za wspaniały pokaz sztucznych ogni. W piękny sposób pokazaliście nam, że będziecie tęsknić. My też będziemy :*
zasłyszane na obozie:
“Najlepsze urodziny na zamku na jakich byłam.” Dorota T.
“Halina chodź szybko zrobię Ci zdjęcie z profesjonalnym SPINACZEM.” Gap z Góry Birów
“Pani tak szybko jedzie, że ja może stanę na dole i łapać będę.” Inny gap z Góry Birów podczas naszego zjazdu w wysokim przyrządzie.
“A: trzymam za Ciebie kciuki; G: Ty mi linę trzymaj a nie kciuki!” Małgorzata N., Anna K- asekurujący.
“A: mogę iść!”, “G: nie. ja teraz idę.” Małgorzata N., Anna K. przygotowana do asekurowania
“Uprząż wkłada się po to, żeby podkreślić pośladki i uwidocznić męskość.” Emmanuel S.