Na dno Tatr – Wielka Śnieżna, 26-27.11.2011

Jaskinia Wielka Śnieżna, a raczej system Wielkiej Śnieżnej jest najgłębszą i najdłuższą jaskinią Polski oraz najgłębsza jaskinia Tatr – 23 723 m długości i 824 m deniwelacji: 601m).

O Wyjeździe krążyły słuchy już od dłuższego czasu. Już przed wakacjami w Speleoclubie Wrocław rozważaliśmy jakąś większą akcję i szukałem wtedy chętnych na taki wyjazd. Jednak niestety nie znalazła się odpowiednia grupa ludzi na takie wyjście.

Do pomysłu powrócono w październiku. Znalazła się wystarczająca ilość chętnych: 12 osób!

Jednak nie wszyscy chcieli iść do jaskini. Część relaksowała się na wędrówce górskiej, a jedna osoba pilnowała czas alarmowego.

Plan był dość ambitny – przejść starego krokodyla – czyli ciasnych i mało wygodnych ciągów “pod górę” eksplorowanych w latach 60-70.

Można powiedzieć że było to przygotowanie do jeszcze bardziej ambitnego celu: trawers Wielka Litworowa – Wielka Śnieżna, których połączenia dokonano na przełomie 1995 i 1996 roku. Ponoć była to dość żmudna praca – głównie z racji warunków panujących w galerii Krokodyla. Już sam “stary” krokodyl jest dość wnerwiający – a pierwszy egzamin znajduje się dopiero w zacisku błotko, które zostało nieznacznie poszerzone – tak aby wprawny grotołaz był w stanie go przejść (rok 1992). Potem jest już tylko gorzej: na przemian pionowe studnie, szerokie, ciekawe sale i ciasne korytarze. Sic!

Początkowo wyjazd planowany był na sobotę wcześnie rano, jednak potem stwierdziliśmy że wyjedziemy w piątek wieczorem żeby się spokojnie wyspać. Można było się spodziewać że w naszej ekipie to się nie uda. Na bazę przyjechaliśmy około północy (po drodze pomagając pianym nieletnim “góralom” z rozbitym samochodem). A potem zamiast iść spać – impreza i opowieści Seby i Wiesia o czasach eksploracji Śnieżnej.

W sumie mieliśmy szczęście: Seba i Wiesiu aktywnie uczestniczyli w eksploracji systemu (Seba Śnieżna, Wiesiu Litworowa).

Ostatecznie poszliśmy spać około 4, a pobudka o 7. Ech.. a przed nami całodobowa akcja.

Więc do jaskini wybraliśmy się w 8 osób. Start spod parku narodowego: 9.15, wejście do otworu: 11 (sobota), planowana godzina wyjścia 12 (niedziela), alarm: 18.00.

Warunki pogodowe jak na tę porę roku były b. dobre: przejściowe słońce, śnieg powyżej 1700m.

Wyjście dość trochę się ociągało od początku. Nikt się nie śpieszył, był czas, trochę problemów przy przepinkach. Cóż – wyjazd rekreacyjny.

Jaskinia, jak na jaskinie Polskie robi niesamowite wrażenie. Już pierwszy etap: rura a po niej lodospad! Lodospad – szerokości około 6m, długość: 80m jest niesamowity. Coś jakby olbrzymia ilość buchającej wody chciała nagle wybić ze skał i spada na całej szerokości rozlewając się gdzie może.

Następnie Wielka Studnia: jak dla mnie po wyprawie w Picos nie robi zbyt wielkiego wrażenia, choć i tak imponuje (zwłaszcza gdy trzeba potem wyjść).

Pierwszy większy postój z ciepłą herbatką za prożkiem Jennego i czekanie na leniwych. Potem wodociągiem do biwaku zakopiańskiego. Zostawiamy za sobą Partie Krakowskie, Za Kolankiem, Nad Kotliny, Wrocławskie. Po dłuższym postoju udajemy się do głównego celu: Galeria Krokodyla. Czym bliżej dna tym stare punkty i sznurki pozostawiają wiele do życzenia. Teraz sobie myślę, że w jednym miejscu powinniśmy nawet pociąć jeden sznurek, żeby ktoś nie próbował z niego korzystać.

Już na starcie Galerii parę osób postanawia odpuścić, tym bardziej że dopiero lwia część do przejścia przed nami – powrót. A Galeria – od samego początku nie zachęca do wchodzenia: ciasno i nie wygodnie. większość drogi pokonuję się w ciasnej szczelinie idącej około 50 st pod górę. Czasami jak się zsunie trochę w dół to jedyną techniką wejścia w wygodniejsze (o mamo – tam przecież nigdzie nie jest wygodnie) partie polega na zapinaniu się i blokowaniu po kolei klatką piersiową i kolanami. Zacisk błotko okazuje się nie być mega straszny – choć nie wszyscy byli w stanie go przejść. Po drugiej stronie idziemy jeszcze kawałek dalej, gdzie kończymy nasze odkrywanie. Jest około północy. Powrót.

W sumie Galeria jak dla mnie była ciekawa. Wkurzająca, ale ciekawa.

Po wyjściu z Galerii szukam chętnego do zejścia do syfonu dziadka, jednak niestety nikt nie chce dołączyć, jedni wyładowali swoje akumulatory innym się nie chce. Ostatecznie nie chce mi się samemu kluczyć.

Do suchego biwaku docieramy około 3 (niedziela), gdzie budujemy namiot i gotujemy obiad. Postanawiamy się przespać na 1.5 godziny. Było dość zimno – namiot niestety był nieszczelny i z za rogów wiało.

Wyjście rozpoczynamy około 6 (niedziela). Idzie leniwie. Najpierw Seba potem ja. Po paru przepinkach na skrzyżowaniu czekamy – bo po co się spieszyć skoro reszta też nie pała energią. I tak do końca idziemy, jedna przepinka, druga, czekamy. Postanowiłem pójść trochę szybkiej a potem się kimnąć przy skale. Jednak dość szybko zrobiło się zimno. Potem nad Wielką Studnią chciałem coś przekąsić i.. przy pakowaniu zapomniałem kurtki kolegi który włożył ją do plecaka. Na szczęście ktoś inny ją zauważył i zabrał. uff.

Na powierzchnię wyszedłem o 10 rano. Powitało nas słońce i praktycznie brak śniegu. Ostatnia osoba wyszła około 11 (znowu się wymarzło podczas czekania).

Podczas schodzenia spotkaliśmy Wiesia, który wyszedł nam na przeciw z plecakiem pełnym ciepłej herbaty i batoników. Wymarzone spotkanie 🙂

Wyjazd był bardzo udany. A Jaskinia Wielka Śnieżna od tej pory jest moją najlepszą jaskinią w Polsce.

Teraz już tylko z niecierpliwością czekam na rekonesans w Wielkiej Litworowej i potem cały trawers.

Takie rekonesanse okazują się być bardzo pożyteczne – parę tygodni przed nami 3 osobowa grupa grotołazów planowała przejść WL – WŚ, jednak zgubili drogę w Nowym Krokodylu gdzieś za Laguną. Ponieważ ściągali za sobą liny, odcięli sobie drogę odwrotu. Zostało im tylko czekać na akcję ratunkową. Po akcji ratunkowej okazało się że TOPRowcy też średnio znają te regiony. W ogóle w te partie rzadko kiedy kto zagląda.

Robert Zaremba

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *